"Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny."
— Cześć mamo!
— Jak tam pakowanie?
— Chyba wszystko już
mam, ale, znając mnie, dopiero u ciebie zorientuję się, że czegoś nie wzięłam.
— Jak zwykle
przesadzasz. — Dziewczyna mogła przysiąść, że przewróciła oczami. — O której
macie samolot?
— Za niedługo. Właśnie,
dlaczego pozwoliłaś mu ze mną jechać? Bez wcześniejszego ustalenia tego ze mną?
— Przecież już wiesz.
— Jesteś śmieszna.
Dowiedziałam się o tym kilka dni temu, a poza tym miałyśmy spędzić trochę czasu,
razem.
— Diano, Liam musi
pojechać do swojej chorej ciotki, która mieszka kilka kilometrów od Glasgow.
Pomyślałam, że to dobra okazja, bym w końcu go poznała, a wy spędzilibyście trochę
czasu razem.
— Ale mi mówił coś
innego. — Zmarszczyła brwi. — Powiedział, że jedzie do znajomego, który się tu
niedługo przeprowadza. Mamo, masz mi coś do powiedzenia?
— Być może się w czymś
pomyliłam. — Kłamstwo.
— Mamo, między ciocią, a
kumplem jest spora różnica. Jak mogłaś się pomylić w tak różnych sprawach?
— Kochanie, jestem już
stara i czasami zdarza mi się coś zmienić.
— Masz czterdzieści lat,
do starości ci jeszcze daleko.
— Czterdzieści cztery. —
Poprawiła ją.
— To naprawdę
niemożliwe.
— Po prostu coś
pomieszałam. Nie doszukuj się czegoś, czego nie ma.
— Ewidentnie coś
kręcisz.
— O której macie
samolot? — Szybko zmieniła temat, Dina postanowiła uśpić jej czujność.
— O jedenastej. —
Skłamała. Chciała jej zrobić niespodziankę, to było warte tego niewinnego
kłamstwa, prawda?
— Dobrze, zadzwoń, jak dolecisz, to po was przyjadę.
— Liama z kumplem i
ciotką, też? — zapytała sarkastycznie, na co Mary westchnęła głośno, dając jej
wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty dłużej ciągnąć tego tematu.
— Do zobaczenia.
— Pa. — Rozłączyła się,
po czym rzuciła komórkę na łóżko.
To było jasne jak słońce. Ktoś z nich ewidentnie
kłamał, a dziewczyna nie zamierzała być cicho, bo była pewna, że to Liam.
Przecież Mary nigdy jej nie skłamała, miała do niej zdecydowanie większe
zaufanie niż do niego, więc w tym momencie to on stał się głównym podejrzanym. Tylko,
gdzie tak naprawdę zamierzał jechać? Dlaczego nie mógł powiedzieć jej prawdy?
Zapięła walizkę,
schowała telefon i resztę niezbędnych rzeczy do torby, po czym wyszła ze
swojego pokoju. Naprawdę dziwnie to zabrzmiało, bo przecież to nie był jej prawdziwy pokój. To tylko zastępcza
sypialnia, w której miała mieszkać przez kilka miesięcy. Jak bardzo żałośnie i
niedorzecznie to brzmi?
Schodziła powoli ze
schodów, ponieważ walizka ciągle najeżdżała jej na stopy, przez co musiała się
zatrzymać i poprawić bagaż. Kiedy w końcu dotarła na sam dół, odetchnęła z
ulgą. Postawiła walizkę obok drugiej, nieco większej, która prawdopodobnie
należała do Liama. Usłyszała jakieś głosy w kuchni, więc poszła w tamtą stronę.
Oparła się o ścianę, tuż przy drzwiach i po prostu słuchała.
Nie, to wcale nie było
podsłuchiwanie.
— Jeśli będziesz chciał
wrócić wcześniej, to dzwoń, a ja załatwię bilet jak najszybciej.
— Poradzę sobie. To nie
będzie przecież takie trudne. A przynajmniej mam taką nadzieję.
— Rok temu było, Liam.
Bez względu na tak długi przedział czasowy, to wciąż będzie trudne.
— Ale to było kiedyś,
teraz jest teraz i chyba już do tego
dojrzałem.
— Powinieneś pójść do
jej ulubionej kwiaciarni. Z pewnością byłaby zadowolona.
— Białe róże, prawda?
— To nie tylko kwiaty,
zapamiętaj to.
— To zostanie już do
końca mojego życia. Wracam za kilka dni. — Usłyszała szuranie krzesła.
— Opiekuj się Dianą, nie
wiadomo, co może jej przyjść do głowy. — Prychnęła cicho pod nosem. Ciekawe, o
czym rozmawiają, kiedy nie ma jej w pobliżu.
— Jest dorosła i myślę,
że wie, co robi. Uwierz mi, jest bardzo przewidywalna.
— Nieprawda — pisnęła,
po czym momentalnie zakryła dłonią usta.
— Diana?
Zaskoczona swoim zachowaniem,
odwróciła się i wręcz biegła w stronę schodów. Nie zauważyła tylko, że ktoś
wszedł do środka, przez co wpadła na tajemniczego gościa. Zażenowana spuściła
głowę, nie było już sensu uciekać. Mruknęła ciche przepraszam, nie chcąc patrzeć na tę osobę, ponieważ czuła, jak na
jej twarzy pojawiają się rumieńce. Nagły przypływ gorąca.
— Cześć Harry. —
Usłyszała za sobą, ale ani drgnęła.
— Zauważ, że jako jedyny
przyszedłem się z tobą pożegnać.
— No tak, Niall, Louis i
Zayn byli już wczoraj.
— Jest za dziesięć siódma,
Liam. Powinieneś to docenić.
— Doceniam, naprawdę, ale
zastanawia mnie jedno. Jak się tu dostałeś? Przecież nie mogłeś przejść tych kilometrów
na pieszo, biorąc pod uwagę ciebie i twoją kondycję oczywiście, a twoja mama od
dawna jest już w pracy, więc…
— Miałem wczoraj ostatni
egzamin na prawko. — Zakręcił kluczykiem na palcu. — I możliwe, całkiem przypadkiem, że zdałem.
— Możliwe. — Zaśmiał
się.
— Gemma oddała mi swoje
auto, bo kupuje nowe. Jej gust zmienia się tak szybko, jak ty upijasz się na
imprezach. Widzisz, jednak macie coś ze sobą wspólnego.
— To chyba dobrze. —
Poruszył brwiami.
— To chyba niedobrze.
Gemma to nie partia dla ciebie, więc możesz poszukać jakiejś innej laski w
swoim wieku, Payne.
— W porządku, Styles. —
Spojrzał na zegarek. — Wiesz, nie chcę cię wyganiać albo nie, jednak chcę. Mamy
niedługo samolot, powinieneś się już zbierać.
— Tylko wróć trzeźwy. —
Zaśmiał się, przez co dostał w głowę od bruneta.
— Na razie. — Zamknął za
nim drzwi. — Jesteś gotowa? — Spojrzał na Dianę, która wciąż stała w tym samym
miejscu.
— Tak — mruknęła,
zabierając walizkę z jego rąk.
— Simon nas podwiezie.
— Mówisz sobie po
imieniu?
— A ty z Mary nie?
— Czasami.
— Zbieramy się
dzieciaki! — krzyknął mężczyzna, wyrywając walizkę z rąk Diany.
— Ała? — powiedziała,
kiedy był już przy samochodzie.
Dziewczyna zajęła
miejsce na tylnym siedzeniu, wciąż zestresowana. To było głupie i dobrze to
wiedziała, dlatego nie chciała się za bardzo wychylać. Wolała siedzieć cicho,
udając, że szuka czegoś na telefonie. Dlaczego los musiał być taki okrutny?
— Masz wszystko? —
Spojrzał na Dianę przez lusterko.
— Jesteś już trzecią
osobą, która o to pyta. Tak, to całkiem prawdopodobne, że zapakowałam większość
potrzebnych rzeczy.
— Po prostu nie będzie
mi się chciało wysyłać twoich ubrań albo czegokolwiek innego, bo ty
zapomniałaś.
— Obejdzie się bez tego.
— Jak dużo słyszałaś? —
zapytał podejrzliwie.
Próbował zachować zimną
krew i udawać, że nawet nie wiedział, że ich podsłuchiwała, jednak nie
wytrzymał i w końcu zadał nurtujące go pytanie.
— O czym mówisz? — Dalej
zgrywała niewinną. Cóż, zawsze warto próbować.
Simon uśmiechnął się, po
czym odchrząknął. — Wiem, że podsłuchiwałaś.
— To nie było
podsłuchiwanie.
— Więc tak po prostu
stałaś cicho pod drzwiami i niby przypadkiem słyszałaś, co mówimy?
— Um, coś w tym stylu.
— Diana — powiedział
poważnie.
— Usłyszałam tylko, jak
mówisz, że może wrócić w każdej chwili, zadowolony?
— Bardzo.
Przewróciła oczami, po
czym oparła się o szybę. Właśnie minęli jej, stary/wciąż nowy, dom. Zacisnęła
usta w wąską linię, czując nagły przypływ tęsknoty.
Szykuje się wycieczka, co?
— Nawet się nie waż mi
tego psuć.
Nie da się popsuć czegoś, co już dawno zostało zniszczone.
Po prostu się nie da.
— Nie było cię tyle
czasu, dlaczego akurat teraz wróciłeś? — Westchnęła cicho.
Mam dobre wyczucie czasu, nie mów, że tego nie wiesz?
Przełknęła ciężko ślinę,
wiedząc, że to cholerstwo jej nigdy nie opuści.
Nigdy.
Kiedy dojechali na
lotnisko, Diana wysiadła jako pierwsza. Spojrzała na budynek, w którym dość
niedawno żegnała się z matką. Poczuła, jakby to było wczoraj. Wciąż czuła tę
pustkę, której nie mogła niczym zapełnić. Po prostu się nie dało.
Wyjęła walizkę z
bagażnika, Liam zrobił to samo, po czym cała trójka skierowała się w stronę
wejścia. Wewnątrz panował wielki chaos; ludzie biegli z bagażami, jak szaleni, inni
próbowali utrzymać się na nogach, by ich kartki z imionami były widoczne, a
jeszcze inni mieli to totalnie gdzieś.
Podeszli do bramki z
kontrolą paszportów. Kolejka była naprawdę długa, więc jedyne, co im pozostało,
to czekać na swoją kolej. Diana spojrzała niecierpliwie na zegarek,
przeskakując z nogi na nogę.
— Spokojnie, zdążymy —
zapewnił ją Simon.
— Mam nadzieję —
szepnęła.
— Nie boisz się latać
samolotem?
— Trochę, ale latałam
już kilka razy, więc jakoś to przeżyję.
— Liam może usiąść z
tobą, jeśli tylko chcesz.
— Ustaliliśmy coś
innego, prawda Liam?
— Będziemy po dwóch
stronach samolotu — wyjaśnił chłopak.
— Nic się przecież nie
stanie, jeśli…
— Klamka zapadła —
powtórzyła jego słowa, na co zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem.
— Dobra dzieciaki, za
chwilę wy. — Wskazał na kobietę przed nimi. — Trzymajcie się. — Przytulił
krótko Liama.
— Cześć — powiedziała
Diana, podając paszport kobiecie.
— Oh, no nie bądź taka.
Przytul starego człowieka — powiedział, na co zaśmiała się cicho, kręcąc głową.
— Jesteś stary. —
Przytuliła go lekko.
— Nie przesadzaj.
— No co, samo to
przecież powiedziałeś. Ja tylko potwierdziłam. — Wzruszyła ramionami.
Zabrała walizkę i po
kolei zaliczała wszystkie bramki przed startem samolotu. To było bardziej wyczerpujące
niż myślała.
Gdy siedzieli w
poczekalni wraz z kilkoma innymi osobami, Diana zerknęła na Liama, chcąc się go
o coś zapytać, jednak miała pewne wątpliwości. Może to jednak była prawda?
— Liam — zaczęła, lecz
stewardessa nie dała jej dokończyć.
— Pasażerowie lecący do
Glasgow proszeni są o podejście do kontroli biletów.
Wszyscy poderwali się z
bardzo niewygodnych krzesełek. Były plastikowe i niebieskie, przez co brunetka
czuła się, jakby była w szpitalu, w bardzo kiczowatym szpitalu.
Zajęła swoje miejsce tuż
przy drzwiach do kabiny pilota. Rozsiadła się wygodnie, wyjmując komórkę i
słuchawki. Już lepiej nie mogła trafić; siedziała na samym początku samolotu, zupełnie
sama bez jakiegokolwiek upierdliwego gościa (Liama). Położyła torbę na
siedzenie obok.
— Za około dwie minuty
startujemy, proszę o zajęcie miejsc siedzących i zapięcie pasów. Za chwilę
koleżanka podjedzie do państwa i wszystko wyjaśni. — Diana uśmiechnęła się sama do siebie.
W pewnej chwili do
samolotu wpadł mężczyzna. Dziewczyna słyszała jego sapanie aż tutaj. Biegł w
jej stronę, przez co zaczęła się modlić, by nie usiadł obok niej. Marzenia
ściętej głowy. W ostatniej chwili zabrała torbę, ochraniając ją od spotkania z
tyłkiem tego gościa.
— Dzień dobry —
powiedziała sztucznie, na co mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
— Tak się cieszę, że zdążyłem
i nie będę tutaj sam. Wiesz, to mój pierwszy lot i okropnie się stresuję.
— Nie musi się pan
niczego bać. — Próbowała wymusić
uśmiech, jednak nic z tego nie wyszło.
— W razie czego, będę
mógł potrzymać cię za rękę, kiedy będziemy startować? — spytał, a jego twarz
stała się blada.
— Um, nie znamy się
jeszcze za dobrze.
— Mamy dużo czasu na
poznanie się lepiej.
— Tak, ma pan rację. —
Poczuła skręcanie w żołądku.
— Toby. — Uścisnął jej dłoń swoją, która była
strasznie spocona.
— Diana.
— Proszę zapiąć pasy,
zaraz startujemy.
Dłoń Toby’ego ścisnęła
tą mniejszą, należącą do Diany. Dziewczyna powstrzymała się od jakiegoś
głupiego komentarza, ponieważ wiedziała, że mężczyzna bał się lotu i nie miała
mu tego za złe. Kiedy leciała pierwszy raz była równie przerażona, jak on.
— Mogę cię przytulić? —
wyszeptał bliski płaczu.
— Ręka wystarczy. —
Ścisnęła ją bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.
— O boże — pisnął,
czując, jak maszyna startuje.
Diana zamknęła oczy,
oddychając głęboko, by tylko nie wyrzucić tego gościa z samolotu. Brunetka była
naprawdę wyrozumiała, jednak Toby był naprawdę irytujący, tak czy inaczej.
…
— Będziesz to jadła? —
spytał, wskazując na papkę na talerzu.
— Nie, częstuj się —
powiedziała z niesmakiem, jednak on się nawet tym nie przejął. — Muszę iść do
łazienki — mruknęła, wstając. — Za niedługo wrócę. — Chwyciła torbę, po czym z
trudem wydostała się z fotela.
— Jeśli przyniosą
kolejne jedzenie, to mogę wziąć je za ciebie? — zapytał z nadzieją.
— Tak, jasne. —
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Miłego sikania. —
Usłyszała, przez co przyśpieszyła kroku.
Mijała rzędy foteli, aż
w końcu dotarła do toalety, gdzie zauważyła dużą kolejkę. Bardzo ucieszył ją
ten fakt, ponieważ naprawdę nie chciała wracać to tej wszystkożernej maszyny.
Może to dziwne, ale przerażał ją. Na jakikolwiek dźwięk reagował piskiem i
skokiem, chrapał bardzo głośno, śliniąc się przy tym, natomiast, zawsze, kiedy
stewardessa przynosiła posiłek, w magiczny sposób odżywał i wyrywał jej to, co
miała na tacy. Czasami nawet z tacą.
Zauważyła starszą
kobietę za nią, więc przepuściła ją przed siebie. Może to ze zwykłej
grzeczności, jednak bardziej z braku chęci na powrót do Toby’ego.
Rozejrzała się po
samolocie, szukając Liama. Znalazła go dopiero po dobrych kilku minutach. Siedział
w prawym rzędzie pod oknem, miał schyloną głowę, jednak nie spał. Miał naprawdę
wiele szczęścia. Siedział sam.
No idź, upokorz się przed nim jeszcze bardziej.
Przecisnęła
się przez kilka osób, stojących w kolejce do toalety. Kiedy dotarła do fotela
chłopaka, miała chwilę zawahania, jednak ta po chwili minęła. Usiadła obok, nic
nie mówiąc. Nastolatek spojrzał się na nią ze zdziwieniem, na co tylko
pokręciła głową, wzdychając.
— Mogę tu
posiedzieć jeszcze z godzinkę? — zapytała z czystej uprzejmości.
— A co z
naszą umową? — Podniósł podejrzliwie brew.
— Uznajmy
ją za nieważną. — Wzruszyła ramionami.
— Dlaczego
tu przyszłaś? — spytał rozbawiony.
— Bo,
kiedy myślałam, że będę sama, to do samolotu wbiegł taki Toby, który boi się
latać samolotami, a to był jego pierwszy lot. Trzymał mnie swoją spoconą łapą,
piszcząc co chwila i nie, to nie jest wystarczający powód, by tu przyjść. Za
każdym razem, gdy jakaś babka przynosiła jedzenie, wyrywał jej to i jadł swoją
porcję z dodatkiem mojej. Wystarczy? — warknęła, jednak po chwili czuła się już
lepiej. Dobrze było to komuś powiedzieć.
— Chyba
potrzebuję więcej szczegółów. — Zaśmiał się głośno, przez co dostał w głowę od
dziewczyny, która była w tym momencie bardziej rozbawiona niż zła.
Czekam na następny ❤ pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń