4.11.2015

Rozdział 12



"Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest za krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?"

W poniedziałek rano Diana obudziła się z potwornym bólem głowy. Cały wczorajszy dzień przeleżała łóżku, nie wpuszczając nikogo do swojego pokoju. Wolała płakać w samotności, niż rozmawiać o tym, ponieważ wiedziała, że to nic  by  nie zdziałało.  Wciąż  czułaby  się  tak samo beznadziejnie, jak wcześniej.
Wyłączyła nawet komórkę, której miała już serdecznie dość, ponieważ dzwoniła od samego rana. Widocznie Liam nie potrafił zrozumieć, że nastolatka nie miała ochoty się z nikim widzieć, a tym bardziej z nim. Payne to ciężki orzech do zgryzienia.
Dziewczyna wstała z łóżka, próbując złapać równowagę. Przez chwilę zakręciło się jej w głowie, jednak teraz powinno być lepiej. Tak przynajmniej chciała myśleć.
Podeszła do kalendarza, chwyciła czerwony market, zaznaczając na nim x na dzisiejszej dacie. Dopiero teraz oprzytomniała. Była tak zajęta rozpaczaniem nad sobą, że zapomniała o wyjeździe Mary. Znaczy nie zapomniała, wypadło jej to gdzieś po drodze.
Wpadła do łazienki, wzięła szybki prysznic i ubrała się w pierwsze lepsze ciuchy. Zabrała tylko telefon, po czym, jak oszalała, wybiegła ze swojego pokoju. Pomińmy to, że prawie spadła ze schodów, w tym momencie, nie było to aż takie ważne.
Z lekką zadyszką, wleciała do kuchni, gdzie zauważyła matkę, pijącą kawę w swoim ulubionym, zielonym kubku. Odetchnęła z ulgą, widząc jej uśmiech. Miała nadzieję, że nie miała jej za złe wczorajszego dnia. Była naprawdę w podbramkowej sytuacji i nie chciała mieszać jej w sprawy, w które wpakowała się na własne życzenie.
— Mamo — powiedziała, również się uśmiechając. — Przepraszam. — Podeszła do niej i objęła ją ramionami.
— Za co, skarbie? — zapytała szczerze zdziwiona.
— Za wczoraj. Nie powinnam tam iść, imprezy nie są dla dziewczyny takiej, jak ja.
— Co masz na myśli?
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi. — Westchnęła. — Grubaski nie powinny wybierać się na domówki.
— Diana, dziecko. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać? To, że jesteś trochę inna nie oznacza, że masz odstawać od społeczeństwa. Możesz cieszyć się życiem zupełnie tak samo, jak każda inna osoba, żyjąca na tej planecie. Jesteś bardzo wartościową osobą i nigdy nie poznałam takiego człowieka, który mógłby być tak wrażliwy, a jednocześnie tak bardzo pewny siebie.
— Mówisz tak tylko, bo jesteś moją mamą.
— Możliwe. — Zaśmiała się. — Każdy w sobie ma to coś, co jeszcze w nim nie odkryto. A wiesz, co do tego jest potrzebne? Odpowiednie środowisko, odpowiedni ludzie, którzy będą pomagać ci z dnia na dzień stawać się lepszym, którzy będą pomagać ci cieszyć się z prostych rzeczy, którzy będą traktowali cię tak, jak należy.
— Znowu to robisz. — Uniosła prawy kącik ust.
— Co takiego robię?
— Mówisz mi, jaka jestem cudowna, a ja zaczynam myśleć, że tak jest.
— Bo to prawda, Diano.  Jesteś wyjątkowa na swój własny sposób i nie zmienisz tego. Zawsze będę cię kochać, niezależnie od rozmiaru twoich butów czy ubrań, rozumiesz? W końcu znajdziesz kogoś, kto będzie z tobą, tak po prostu, bo będzie cię kochał.
— Nie potrzebuję tego. — Pokręciła głową.
— Każdy potrzebuje trochę miłości. Każdy jest człowiekiem. — Dotknęła jej ramienia. — Ktoś mądry kiedyś powiedział, że…
— Proszę, mamo. — Westchnęła.
— Nie przerywaj mi. To bardzo ważne. — Spojrzała na nią. — Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
— To bardzo kreatywne, ale nie mi to oceniać.
— Pomyśl nad tym wszystkim, co ci kiedykolwiek mówiłam. — Dotknęła delikatnie jej nadgarstków. — I ćwicz silną wolę, nie rób tego więcej. To do niczego nie doprowadzi.
— Wiem, ale to bardzo skomplikowane i nie potrafię rozwiązać tego ot tak.
— Bądź silna, ale nie dla mnie, tylko dla siebie.
— Będę… będę się starać — wyszeptała.
— Ciężko mi z tym wszystkim. Będę za tobą bardzo tęsknić.
— Tak, ja za tobą też. — Przytuliły się. — O której masz samolot?
— Za półtorej godziny . Będziemy musiały się za niedługo zbierać, skarbie.
— Pomóc ci coś zanieść do auta?
— Nie, wszystko już jest. Chodź. — Złapała ją za rękę.
— A co z tymi pudłami?
— Przyślą je pocztą.
Wyszły na zewnątrz, czując ciepłe promienie słońca. Drzewa delikatnie szumiały, nadając uroku całemu otoczeniu. Diana czuła się już lepiej, jednak świadomość, że za chwilę rozstanie się z najważniejszą i jedyną osobą w jej życiu, była przytłaczająca.
Miała ochotę jej jeszcze wiele powiedzieć. Powiedzieć, jak bardzo jej pomagała, gdy czuła się potwornie źle, a jej jedynym marzeniem było zamknięcie się w pokoju na wieki z żyletką obok. Powiedzieć, jak bardzo ja kochała za to, że po prostu była, za to, że nie miała jej za złe wyglądu brunetki, za to, że potrafiła wydobyć z niej wszystko to, co dobre. Powiedzieć, że dziękuje Bogu za taką cudowną matkę. Pragnęła podziękować jej za wszystko, co kiedykolwiek dla niej zrobiła.
Mary żyła chwilą, korzystała z życia, jak tylko mogła, nie zapominając przy tym swojej, jedynej, córki. Od zawsze starała się, by jej życiu nie brakowało szczęścia i miłości, bo bez tego byliśmy nikim. Jej zdaniem każdy powinien brać jak najwięcej ze świata, żyć na całego, ponieważ życie było za krótkie na smutki i rozczarowania. Życie było za krótkie  dla wszystkiego i wszystkich.
Przy samochodzie Mary stał Simon, trzymający w dłoniach wielką, ozdobną torbę. Diana spojrzała na niego pytająco, na co ten tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się dumnie. Podszedł do Mary, po czym szepnął jej coś na ucho, a co dziwne — brunetka miała ochotę dowiedzieć o co chodzi. Wsiadła do auta bez żadnego słowa i czekała na matkę, która rozmawiała jeszcze z mężczyzną.
Po upływie kilkunastu minut, Mary usiadła za kierownicą i odpaliła samochód. Lotnisko było niedaleko, więc droga zleciała im bardzo szybko.
— O czym mówił Simon? — Zadała nurtujące ją pytanie.
— Nie bądź taka ciekawska — powiedziała, chichocząc.
Kiedy dojechali na miejsce, Diana poczuła lekkie, aczkolwiek, odczuwalne, ukłucie w brzuchu. Mary wyciągnęła dwie duże walizki z bagażnika. Nastolatka wzięła jedną z nich, po czym w trójkę udali się do środka.
W budynku panował naprawdę wielki tłok. Krzyki nie ustawały, a kobieta, która ogłaszała bardzo istotne, informacje przez głośnik, wydawała się robić to na złość dziewczynie. Głowa ponownie zaczęła pulsować, jednak starała się tego nie okazywać. Przybrała lekki uśmiech na twarz i szła dalej. Musiała to dla niej zrobić.
Przed sprawdzaniem bagaży, obie ustały i patrzyły się na siebie w ciszy. Chciały zapamiętać drugą osobę na tyle dobrze, by zdjęcia nie były potrzebne do przypomnienia.
— Będę tęsknić. — Diana odezwała się jako pierwsza.
— Ja za tobą też, skarbie. Będzie mi cię naprawdę brakować.
— Oh, to tak jak na wzruszających filmach. — Zaśmiała się, rozładowując atmosferę, którą w tej chwili można by ciąć tępym nożem.
— Za twoim czarnym humorem też będę tęsknić. — Uśmiechnęła się.
— Dziękuję, mamo. Za wszystko i mam coś dla ciebie. — Wyjęła małą kopertę z kieszeni, po czym wrzuciła jej do torby. — Przeczytaj to dopiero wtedy, gdy będziesz już na miejscu.
— W porządku.
— Pasażerowie lecący samolotem do Glasgow, proszeni są o podejście do bagaży. Samolot startuje za pół godziny. — Co za wredna baba.
— Postaram się przyjeżdżać chociaż w weekendy.
— W porządku. — Zachichotała.
— Jeśli będziesz chciała wpaść na kilka dni, to przyjeżdżaj, ale wcześniej zadzwoń, bo wiesz, jaką bałaganiarą potrafię być.
— Oj, wiem. — Przytuliła ją. — Do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Diana patrzyła się na odchodzącą w pośpiechu matkę. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a na jej miejsce było wiele chętnych. Nie, nie mogła się tutaj rozpłakać, nie wtedy, gdy Mary mogła odwrócić się w każdej chwili. Zamrugała kilkakrotnie, pozbywając się nieprzyjemnego pieczenia.
Kiedy kobiety nie było już na horyzoncie, odwróciła się i poszła w stronę Simona. Objął ją ramieniem, po czym skierowali się w stronę jego samochodu. Usiadła w nim niechętnie, wzdychając cicho.
— Mógłbyś zawieźć mnie do domu? — spytała niepewnie. — Do mojego domu.
— Jesteś pewna, że chcesz być tam sama?
— Tak — powiedziała, po czym dodała najciszej, jak mogła. — Nie będę sama.

To prawda! Wiedziałem, że o mnie nie zapomnisz.


Podczas oglądania kolejnego odcinka Plotkary, usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek ze zdumieniem. Była dziesiąta wieczorem, czego mógł chcieć od niej człowiek, o dwudziestej drugiej, do cholery?
Ziewnęła, wstając  z kanapy. Poszła do przedpokoju, odblokowała wszystkie zamki, a jej oczom ukazała się ciemna postać. W pierwszej chwili miała ochotę krzyczeć i jak najszybciej zamknąć drzwi, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się osobie, nie miała już więcej wątpliwości.
— Dzisiaj nieczynne, przepraszamy — powiedziała, przymykając drzwi, jednak chłopak zatrzymał je nogą.
— Nie masz nic do gadania. — Uśmiechnął się, wchodząc bezczelnie do środka.
— Liam, daj mi spokój, okej? Chciałam pobyć trochę sama, a wiesz co to znaczy? Że musisz wyjść.
— Zostaję na noc — zakomunikował, przez co jej oczy powiększyły się dwukrotnie.
— Słucham? Wcale cię nie zapraszałam, jakim prawem chcesz tu zostać?
— Bo jesteś sama w tym wielkim domu.
— Nie robi mi to różnicy. — Prychnęła.
— Oh, przestań. Dobrze jest mieć kogoś, kto nie pozwoli ci być samej. Każdemu potrzebny jest taki człowiek.
— Wiesz co, rób, co chcesz. Ale mnie w to nie mieszaj. — Odwróciła się.
— Wystarczyłoby zwykłe dziękuję — krzyknął za nią.
— Jestem zajęta?
— Czym? — Spojrzał na ekran telewizora. — Oglądaniem Plotkary? — Zaśmiał się, siadając obok niej.
— Jeśli masz zamiar mi przeszkadzać, to możesz już wyjść.
— Diana — zaczął, puszczając poprzednią uwagę mimo uszu. — Przyszedłem z tobą porozmawiać.
— Równie dobrze mogłeś zrobić to jutro.
— Ale to jest ważne. Pewnie Simon ci jeszcze nie powiedział, ale… po jutrze przyjeżdża  tu nowa rodzina i jutro musisz być już spakowana. — Westchnął.
— Co? — spytała zawiedziona. — Nie, ja tu zostaję. Nigdzie się nie wyprowadzam.
— To już pewne. Ta rodzina już za wszystko zapłaciła i nie można tego odwołać.
— Zabrali mi mamę, zabierają mi dom — wyszeptała, czując, jak jej oczy napełniają się łzami. — Jeżeli zniknę, nikt nie zauważy.
— Boże, nawet tak nie mów. — Złapał ją za dłonie. — Diana, słyszysz mnie?
— To prawda i dobrze wiesz, że mam rację — mówiła bez jakichkolwiek uczuć.
— To uczucie niedługo minie, uwierz mi. — Starał się ją przytulić, jednak ona ani drgnęła.
— To koniec — szepnęła, po czym rozpłakała się na dobre.
Nie chciała okazywać słabości. Pragnęła, by ludzie widzieli w niej silną i niezależną kobietę. A tymczasem było to tylko zagubione i jeszcze nie do końca znające życie, dziecko.

Rozdziały wciąż stoją w miejscu ehhh :/

2 komentarze :

  1. Cudne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej… Tak krótko? Żadnego "ech", "ach" i w ogóle..? Trochę szkoda. Ale cóż, takie rozdziały też są potrzebne, żeby potem można było wstrząsnąć akcją i bohaterami. Oj, dajesz Ty po głowie tej Dianie, dajesz… Spada coraz niżej, ale przynajmniej ma Liama. Swoją drogą, bezczelny człowiek. Uroczo bezczelny. ;p Ale "Plotkarę" jako tytuł serialu mogłabyś umieścić w cudzysłowie. Tak się chyba robi, prawda? :) Mam nadzieję, że kolejny rozdział niebawem, bo ta historia interesuje mnie coraz bardziej.

    PS.: Zapraszam Cię na mojego nowego bloga http://jesienne-wzgorze.blogspot.com O miłości, oczywiście. Ale będzie też trochę łez.

    OdpowiedzUsuń

Słoneczko, zostaw coś po sobie ☀

Hope Land of Grafic