"Jeśli ktoś ma zamknięte oczy, niełatwo jest przejrzeć go na wylot."
W Londynie rozpoczął się
kolejny dzień, który z pewnością dostarczy wszystkim wielu emocji. Na
bezchmurnym niebie świeciło słońce, a jego ciepłe promienie wpadały do pokoju
ciemnowłosej.
Nie przeszkadzałoby jej
to tak bardzo, jak jej śnieżnobiały przyjaciel, który zawitał do jej sypialni i
wskoczył na łóżko. Wiercił się po pościeli, szczekał i nie dał jej już więcej
pospać. Ze znużeniem otworzyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na psa, który
od razu rzucił się na właścicielkę, wywołując u niej głośny śmiech.
— Już, koniec — mówiła,
pomiędzy salwami śmiechu.
Pogłaskała go kilka razy,
po czym wstała z łóżka i przeciągnęła się, ziewając przy tym cicho. Spojrzała
na budzik, a jej oczy podwoiły swoje rozmiary.
— Cholera jasna —
warknęła zła sama na siebie.
Bardzo często ci się to zdarza, prawda?
— Nie teraz, proszę. Nie
możesz mi tego zrobić — była coraz bardziej zdenerwowana.
Zegar wskazywał siódmą
pięćdziesiąt, więc możliwe, że nie będzie aż tak spóźniona. Narzuciła na siebie
jakąś koszulkę i zwykłe jeansy. Zbliżała się niepewnie do lustra, jednak w
ostatniej chwili jak najszybciej opuściła pokój. Było kilka powodów, by nie
patrzeć na siebie. Tylko jej znanych
powodów…
Zbiegła na parter, gdzie
zauważyła swoją matkę. Kobieta zdziwiła się, widząc córkę w takim stanie.
— Dlaczego nie jesteś w
szkole, kochanie? — spytała zdezorientowana.
— Budzik nie zadzwonił,
spóźnię się — powiedziała na jednym wydechu i pobiegła do przedpokoju, gdzie
zostawiła plecak.
— Zaczynam dzisiaj
później, więc mogę cię podwieźć. — Uśmiechnęła się.
— Boże, dziękuję —
powiedziała i przytuliła matkę.
— Dobrze, skarbie. Ale
teraz dość tych czułości, musimy jechać.
— Tak, jasne. — Wymusiła
lekki uśmiech i wraz z kobietą ruszyła do samochodu.
Myślałaś, że pozwoli ci zostać? Śmieszna dziewczynka. Twoje
cierpienie ją cieszy i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo…
Zacisnęła usta w wąską
linię, starając się opanować emocje. Kątem oka spojrzała na Mary, która nuciła
sobie piosenkę, lecącą akurat w radiu. Pokręciła głową i znów wyjrzała przez
okno. O tej porze w Londynie na ulicach roiło się od samochodów i ludzi,
śpieszących się zwykle do pracy. Nie rozumiała tego. Przecież śpiesząc się
można przeoczyć bardzo ważny, choć prawie niewidoczny szczegół, a bez tej małej
cząsteczki wszystko mogłoby się popsuć.
— Już jesteśmy —
zakomunikowała kobieta, wyrywając tym z zamyślenia Dianę.
— Oh, dobrze. Do
zobaczenia — pożegnała się i wyszła z samochodu.
Jakoś zbytnio jej się
nie śpieszyło, by wejść do środka budynku, jednak wiedziała, że jeśli jeszcze
więcej się spóźni, to nie obejdzie się bez komentarzy klasy. Chociaż i tak
miała przerąbane, więc nie zmniejszyłoby to problemów, które miała aktualnie. Lubię, jak czujesz się bezradna.
Poszła prosto do klasy,
przed drzwiami sprawdziła tylko godzinę, dzięki czemu mogła być troszeczkę z
siebie zadowolona. Tylko dziesięć minut spóźnienia. Zapukała, przeprosiła
nauczyciela i usiadła na swoim stałym miejscu.
— Co się stało, skarbie?
Bałem się, że nie przyjdziesz. — Udawał troskę. — A dzień bez ciebie, to dzień
stracony.
— Dzień bez obrażania
mnie, to dzień stracony — poprawiła go.
— Może i masz rację. —
Wzruszył ramionami.
— Może — burknęła.
— Dzisiaj ze mną
rozmawiasz, coś się stało?
— Popełniłam błąd,
przepraszam.
— Nie za to powinnaś
mnie przepraszać, tylko za twoje wczorajsze zachowanie. Nie sądzisz, że należy
się jakaś podwójna kara, hmm? — Uśmiechnął się szydersko.
— Mam inne zdanie —
powiedziała, nawet na niego nie patrząc.
— Tłuścioszku, nie
próbuj pyskować, bo ci to nie wychodzi, w zasadzie, to nic ci nie wychodzi.
— Wiesz co… — Chciała mu
powiedzieć, co o nim myśli, jednak chłopak zaraz jej przerwał.
— Właśnie zdałem sobie
sprawę, że jesteś bardzo dobra w jedzeniu, to chyba jedyne, co udało się tobie
w stu procentach.
Zabolało? Miało boleć.
Dzwonek nareszcie
zadzwonił, dzięki czemu Diana mogła chociaż trochę odetchnąć i nieco się
uspokoić, po lekcji obok Josha. Kolejną lekcją była chemia, za którą nie
przepadała, jednak blondyn miał inne zajęcia, więc to trochę podnosiło ją na
duchu. Czterdzieści pięć minut bez jego bezsensownego gadania i beznadziejnego
uczucia, którego tak bardzo nienawidziła. A
kogo to obchodzi?
Na korytarzu jak zwykle
panował tłok. Każdy chciał w szybkim czasie dotrzeć do klasy, innymi słowy
walka o przetrwanie. Dianie nie zostawało nic innego, jak wpasować się w tłum i
w odpowiednim momencie z niego się wydostać. Wcieliła plan w życie.
W pewnej chwili jakiś
uczeń wpadł na ciemnowłosą, a jej wszystkie książki zostały porozrzucane po
podłodze. Westchnęła cicho i ukucnęła, by je pozbierać. Wrzuciła wszystko do
plecaka, aby już więcej taka sytuacja się nie zdarzyła.
— Mogłabyś uważać, jak
chodzisz! — Usłyszała i natychmiast podniosła głowę. — Co się gapisz?! Mogłabyś
nie zajmować tak całego korytarza, są tu też inni ludzie, a nie tylko twoja
gruba dupa.
— Przepraszam —
powiedziała szybko i ruszyła przed siebie.
To miłe, że ludzie mówią, to co myślą o ludziach. Prawda?
— Nie, to nigdy nie jest
miłe — szepnęła.
Dziewczyna usiadła pod
klasą, wyjęła komórkę i słuchawki, po czym całkowicie odpłynęła, dzięki
cudownej i niezastąpionej Lany Del Rey. Jej spokojny i niesamowity głos działał
nieraz cuda. Wyjęła jedną słuchawkę z ucha, by słyszeć dzwonek. Wyciągnęła
butelkę wody z torebki i wzięła kilka łyków.
— Um, cześć. Czy chodzicie
do klasy z tą dziewczyną? Um… ma na imię Diana. — Usłyszała i natychmiastowo
podniosła wzrok.
— Nie. — Wzruszyła
ramionami.
— Przecież to ta
sierota, Young — powiedziała Olivia.
— Przyszła dzisiaj w
ogóle?
— Tak, siedzi gdzieś pod
ścianą i chowa się przed ludźmi.
Chłopak spojrzał na nią
pytającym wzrokiem. Blondynka uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami.
— Mogę cię o coś spytać?—
Zatrzymała go, kiedy się odwrócił.
— Pewnie — powiedział
radosnym głosem.
— Dlaczego się o nią
pytałeś? Uwierz mi, to nie jest dziewczyna z twojej ligi, kotku. Jestem ja i
jesteś ty, powinno ci to wystarczyć. — Zarzuciła mu ręce na szyję i szeroko się
uśmiechnęła.
— A teraz ja mogę o coś
spytać? — Uśmiechnął się równie szeroko.
— Pewnie. —
Zachichotała.
— Dlaczego tak sądzisz?
— Nikt za nią nie
przepada, nie ma szans na osiągnięcie czegokolwiek w życiu. — Wzruszyła
ramionami. — Zresztą, powtarzam tylko to, co mówią ludzie w szkole.
— Oh, o tobie też mówią
wiele rzeczy, wiedziałaś?
— Nie obchodzi mnie to,
skarbie.
— Gdybyś wiedziała co,
to z pewnością zaczęłabyś się przejmować. — Zdjął jej dłonie i oddalił się na
bezpieczną odległość.
Twarz blondynki
wykrzywiła się w grymasie, założyła dłonie na piersi i ze złości tupnęła nogą.
Diana przyglądała się temu wszystkiemu z boku i musiała przyznać, że już
polubiła tego chłopaka, kimkolwiek był. Upokorzenie Olivii na oczach jej
przyjaciółek było bardzo ekscytującą atrakcją, jak i udowodnieniem jej swojej
wartości. Brunetka uśmiechnęła się lekko pod nosem. Czysty przypadek, lasia miała rację.
…
— Kochani, jako że
niedługo zakończenie szkoły, chciałabym wam już podziękować za wspaniale spędzone
lata. Nawet tobie, Josh. — Uśmiechnęła się.
Klasa zaśmiała się
cicho, natomiast chłopak odwdzięczył się bardzo sztucznym uśmieszkiem
— To było wspaniałe
doświadczenie i myślę, że wy również odczuwacie to samo. I mimo że, byłam
waszym wychowawcą tylko dwa lata, to naprawdę poznałam każdego z was na tyle
dobrze, by dostrzec, że w każdym było coś wyjątkowego, choć jeszcze
nieodkrytego. Mam nadzieję, że wasze przyszłe środowisko pozwoli wam je
wykształcić, byście byli jeszcze lepsi niż jesteście.
Wkrótce zadzwonił już
ostatni dzwonek tego dnia, więc wszyscy zaczęli się zbierać. Diana dopiero
zdała sobie z tego sprawę i w pośpiechu wychodziła z klasy. Odłożyła książki do
szafki i opuściła swoje „ukochane”
liceum.
Kiedy znalazła się na
zewnątrz, przy bramie zauważyła znajomego chłopaka. Schyliła głowę, by jej nie
zauważył. W pewnej chwili poczuła ciepła dłoń na swoim ramieniu, więc, chcąc
czy nie chcąc, odwróciła się, stając twarzą w twarz z brunetem.
— Um, cześć. Jestem
Liam. — Podrapał się po głowie.
— Diana. — Wyglądało to
bardziej na pytanie niż zwykłą odpowiedź.
— Wiem, że sytuacja, w
jakiej się znaleźliśmy, nie jest bardzo komfortowa. Też mi jest z tym ciężko,
to znaczy, nie przeszkadzasz mi, w żadnym wypadku. Po prostu trudno będzie się
nam przestawić, ale musisz pamiętać, że możesz na mnie liczyć. — Uśmiechnął się
szczerze.
— Szczerze mówiąc, to
nie wiem o co ci chodzi. O jakiej sytuacji mówisz?
— O przeprowadzce —
powiedział niepewnie.
— Co? Ale ja nigdzie się
nie wybieram.
— Ops, twoja mama ci
jeszcze nie powiedziała, prawda? — Westchnął.
— Ja… muszę już iść. —
Wyminęła go, wycierając opuszkami palca spływającą łzę.
— Ale, Diana…
— Powiedziałeś już
wystarczająco, dziękuję.
— Nie chciałem cię
zranić, ja…
— Zostaw mnie po prostu,
okej? — Odwróciła się, podnosząc ręce w geście frustracji.
Cześć! Przepraszam, że dodaję trochę później, ale nie miałam dostępu do laptopa. Jak wam mijają ostatnie dni wakacji? Ja jestem w takim stanie, że kompletnie nie wiem, co robić, by ten tydzień nie poszedł na marne. Czuję się dziwnie, naprawdę. Cóż, znowu nikt nie skomentował :< Trochę mi przykro, jednak potrafię zrozumieć też was. Wszystko powoli się rozwinie. Pozdrawiam, Hate me.
W pierwszym akapicie jest sporo powtórzeń wyrazu "jej". Razi to trochę w oczy. A ta sytuacja w szkole? Rany, to tacy wredni ludzie w ogóle istnieją? Jak są tak bardzo zadufani w sobie to niech się zajmą swoim życiem, a nie cudzym. Jeżeli dziewczyna nie waży 200kg i nie grozi jej choroba to kogo obchodzi jej waga? Zagrałaś mi na emocjach, muszę przyznać. ;p Ale czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń