26.08.2015

Rozdział 2



"Jeśli ktoś ma zamknięte oczy, niełatwo jest przejrzeć go na wylot."

W Londynie rozpoczął się kolejny dzień, który z pewnością dostarczy wszystkim wielu emocji. Na bezchmurnym niebie świeciło słońce, a jego ciepłe promienie wpadały do pokoju ciemnowłosej.
Nie przeszkadzałoby jej to tak bardzo, jak jej śnieżnobiały przyjaciel, który zawitał do jej sypialni i wskoczył na łóżko. Wiercił się po pościeli, szczekał i nie dał jej już więcej pospać. Ze znużeniem otworzyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na psa, który od razu rzucił się na właścicielkę, wywołując u niej głośny śmiech.
— Już, koniec — mówiła, pomiędzy salwami śmiechu.
Pogłaskała go kilka razy, po czym wstała z łóżka i przeciągnęła się, ziewając przy tym cicho. Spojrzała na budzik, a jej oczy podwoiły swoje rozmiary.
— Cholera jasna — warknęła zła sama na siebie.
Bardzo często ci się to zdarza, prawda?
— Nie teraz, proszę. Nie możesz mi tego zrobić — była coraz bardziej zdenerwowana.
Zegar wskazywał siódmą pięćdziesiąt, więc możliwe, że nie będzie aż tak spóźniona. Narzuciła na siebie jakąś koszulkę i zwykłe jeansy. Zbliżała się niepewnie do lustra, jednak w ostatniej chwili jak najszybciej opuściła pokój. Było kilka powodów, by nie patrzeć na siebie. Tylko jej znanych powodów…
Zbiegła na parter, gdzie zauważyła swoją matkę. Kobieta zdziwiła się, widząc córkę w takim stanie.
— Dlaczego nie jesteś w szkole, kochanie? — spytała zdezorientowana.
— Budzik nie zadzwonił, spóźnię się — powiedziała na jednym wydechu i pobiegła do przedpokoju, gdzie zostawiła plecak.
— Zaczynam dzisiaj później, więc mogę cię podwieźć. — Uśmiechnęła się.
— Boże, dziękuję — powiedziała i przytuliła matkę.
— Dobrze, skarbie. Ale teraz dość tych czułości, musimy jechać.
— Tak, jasne. — Wymusiła lekki uśmiech i wraz z kobietą ruszyła do samochodu.
Myślałaś, że pozwoli ci zostać? Śmieszna dziewczynka. Twoje cierpienie ją cieszy i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo…
Zacisnęła usta w wąską linię, starając się opanować emocje. Kątem oka spojrzała na Mary, która nuciła sobie piosenkę, lecącą akurat w radiu. Pokręciła głową i znów wyjrzała przez okno. O tej porze w Londynie na ulicach roiło się od samochodów i ludzi, śpieszących się zwykle do pracy. Nie rozumiała tego. Przecież śpiesząc się można przeoczyć bardzo ważny, choć prawie niewidoczny szczegół, a bez tej małej cząsteczki wszystko mogłoby się popsuć.
— Już jesteśmy — zakomunikowała kobieta, wyrywając tym z zamyślenia Dianę.
— Oh, dobrze. Do zobaczenia — pożegnała się i wyszła z samochodu.
Jakoś zbytnio jej się nie śpieszyło, by wejść do środka budynku, jednak wiedziała, że jeśli jeszcze więcej się spóźni, to nie obejdzie się bez komentarzy klasy. Chociaż i tak miała przerąbane, więc nie zmniejszyłoby to problemów, które miała aktualnie. Lubię, jak czujesz się bezradna.
Poszła prosto do klasy, przed drzwiami sprawdziła tylko godzinę, dzięki czemu mogła być troszeczkę z siebie zadowolona. Tylko dziesięć minut spóźnienia. Zapukała, przeprosiła nauczyciela i usiadła na swoim stałym miejscu.
— Co się stało, skarbie? Bałem się, że nie przyjdziesz. — Udawał troskę. — A dzień bez ciebie, to dzień stracony.
— Dzień bez obrażania mnie, to dzień stracony — poprawiła go.
— Może i masz rację. — Wzruszył ramionami.
— Może — burknęła.
— Dzisiaj ze mną rozmawiasz, coś się stało?
— Popełniłam błąd, przepraszam.
— Nie za to powinnaś mnie przepraszać, tylko za twoje wczorajsze zachowanie. Nie sądzisz, że należy się jakaś podwójna kara, hmm? — Uśmiechnął się szydersko.
— Mam inne zdanie — powiedziała, nawet na niego nie patrząc.
— Tłuścioszku, nie próbuj pyskować, bo ci to nie wychodzi, w zasadzie, to nic ci nie wychodzi.
— Wiesz co… — Chciała mu powiedzieć, co o nim myśli, jednak chłopak zaraz jej przerwał.
— Właśnie zdałem sobie sprawę, że jesteś bardzo dobra w jedzeniu, to chyba jedyne, co udało się tobie w stu procentach.
Zabolało? Miało boleć.
Dzwonek nareszcie zadzwonił, dzięki czemu Diana mogła chociaż trochę odetchnąć i nieco się uspokoić, po lekcji obok Josha. Kolejną lekcją była chemia, za którą nie przepadała, jednak blondyn miał inne zajęcia, więc to trochę podnosiło ją na duchu. Czterdzieści pięć minut bez jego bezsensownego gadania i beznadziejnego uczucia, którego tak bardzo nienawidziła. A kogo to obchodzi?
Na korytarzu jak zwykle panował tłok. Każdy chciał w szybkim czasie dotrzeć do klasy, innymi słowy walka o przetrwanie. Dianie nie zostawało nic innego, jak wpasować się w tłum i w odpowiednim momencie z niego się wydostać. Wcieliła plan w życie.
W pewnej chwili jakiś uczeń wpadł na ciemnowłosą, a jej wszystkie książki zostały porozrzucane po podłodze. Westchnęła cicho i ukucnęła, by je pozbierać. Wrzuciła wszystko do plecaka, aby już więcej taka sytuacja się nie zdarzyła.
— Mogłabyś uważać, jak chodzisz! — Usłyszała i natychmiast podniosła głowę. — Co się gapisz?! Mogłabyś nie zajmować tak całego korytarza, są tu też inni ludzie, a nie tylko twoja gruba dupa.
— Przepraszam — powiedziała szybko i ruszyła przed siebie.
To miłe, że ludzie mówią, to co myślą o ludziach. Prawda?
— Nie, to nigdy nie jest miłe — szepnęła.
Dziewczyna usiadła pod klasą, wyjęła komórkę i słuchawki, po czym całkowicie odpłynęła, dzięki cudownej i niezastąpionej Lany Del Rey. Jej spokojny i niesamowity głos działał nieraz cuda. Wyjęła jedną słuchawkę z ucha, by słyszeć dzwonek. Wyciągnęła butelkę wody z torebki i wzięła kilka łyków.
— Um, cześć. Czy chodzicie do klasy z tą dziewczyną? Um… ma na imię Diana. — Usłyszała i natychmiastowo podniosła wzrok.
— Nie. — Wzruszyła ramionami.
— Przecież to ta sierota, Young — powiedziała Olivia.
— Przyszła dzisiaj w ogóle?
— Tak, siedzi gdzieś pod ścianą i chowa się przed ludźmi.
Chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Blondynka uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami.
— Mogę cię o coś spytać?— Zatrzymała go, kiedy się odwrócił.
— Pewnie — powiedział radosnym głosem.
— Dlaczego się o nią pytałeś? Uwierz mi, to nie jest dziewczyna z twojej ligi, kotku. Jestem ja i jesteś ty, powinno ci to wystarczyć. — Zarzuciła mu ręce na szyję i szeroko się uśmiechnęła.
— A teraz ja mogę o coś spytać? — Uśmiechnął się równie szeroko.
— Pewnie. — Zachichotała.
— Dlaczego tak sądzisz?
— Nikt za nią nie przepada, nie ma szans na osiągnięcie czegokolwiek w życiu. — Wzruszyła ramionami. — Zresztą, powtarzam tylko to, co mówią ludzie w szkole.
— Oh, o tobie też mówią wiele rzeczy, wiedziałaś?
— Nie obchodzi mnie to, skarbie.
— Gdybyś wiedziała co, to z pewnością zaczęłabyś się przejmować. — Zdjął jej dłonie i oddalił się na bezpieczną odległość.
Twarz blondynki wykrzywiła się w grymasie, założyła dłonie na piersi i ze złości tupnęła nogą. Diana przyglądała się temu wszystkiemu z boku i musiała przyznać, że już polubiła tego chłopaka, kimkolwiek był. Upokorzenie Olivii na oczach jej przyjaciółek było bardzo ekscytującą atrakcją, jak i udowodnieniem jej swojej wartości. Brunetka uśmiechnęła się lekko pod nosem. Czysty przypadek, lasia miała rację.



— Kochani, jako że niedługo zakończenie szkoły, chciałabym wam już podziękować za wspaniale spędzone lata. Nawet tobie, Josh. — Uśmiechnęła się.
Klasa zaśmiała się cicho, natomiast chłopak odwdzięczył się bardzo sztucznym uśmieszkiem
— To było wspaniałe doświadczenie i myślę, że wy również odczuwacie to samo. I mimo że, byłam waszym wychowawcą tylko dwa lata, to naprawdę poznałam każdego z was na tyle dobrze, by dostrzec, że w każdym było coś wyjątkowego, choć jeszcze nieodkrytego. Mam nadzieję, że wasze przyszłe środowisko pozwoli wam je wykształcić, byście byli jeszcze lepsi niż jesteście.
Wkrótce zadzwonił już ostatni dzwonek tego dnia, więc wszyscy zaczęli się zbierać. Diana dopiero zdała sobie z tego sprawę i w pośpiechu wychodziła z klasy. Odłożyła książki do szafki i opuściła swoje „ukochane” liceum.
Kiedy znalazła się na zewnątrz, przy bramie zauważyła znajomego chłopaka. Schyliła głowę, by jej nie zauważył. W pewnej chwili poczuła ciepła dłoń na swoim ramieniu, więc, chcąc czy nie chcąc, odwróciła się, stając twarzą w twarz z brunetem.
— Um, cześć. Jestem Liam. — Podrapał się po głowie.
— Diana. — Wyglądało to bardziej na pytanie niż zwykłą odpowiedź.
— Wiem, że sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, nie jest bardzo komfortowa. Też mi jest z tym ciężko, to znaczy, nie przeszkadzasz mi, w żadnym wypadku. Po prostu trudno będzie się nam przestawić, ale musisz pamiętać, że możesz na mnie liczyć. — Uśmiechnął się szczerze.
— Szczerze mówiąc, to nie wiem o co ci chodzi. O jakiej sytuacji mówisz?
— O przeprowadzce — powiedział niepewnie.
— Co? Ale ja nigdzie się nie wybieram.
— Ops, twoja mama ci jeszcze nie powiedziała, prawda? — Westchnął.
— Ja… muszę już iść. — Wyminęła go, wycierając opuszkami palca spływającą łzę.
— Ale, Diana…
— Powiedziałeś już wystarczająco, dziękuję.
— Nie chciałem cię zranić, ja…
— Zostaw mnie po prostu, okej? — Odwróciła się, podnosząc ręce w geście frustracji. 

Cześć! Przepraszam, że dodaję trochę później, ale nie miałam dostępu do laptopa. Jak wam mijają ostatnie dni wakacji? Ja jestem w takim stanie, że kompletnie nie wiem, co robić, by ten tydzień nie poszedł na marne. Czuję się dziwnie, naprawdę. Cóż, znowu nikt nie skomentował :< Trochę mi przykro, jednak potrafię zrozumieć też was. Wszystko powoli się rozwinie. Pozdrawiam,                                            Hate me. 

1 komentarz :

  1. W pierwszym akapicie jest sporo powtórzeń wyrazu "jej". Razi to trochę w oczy. A ta sytuacja w szkole? Rany, to tacy wredni ludzie w ogóle istnieją? Jak są tak bardzo zadufani w sobie to niech się zajmą swoim życiem, a nie cudzym. Jeżeli dziewczyna nie waży 200kg i nie grozi jej choroba to kogo obchodzi jej waga? Zagrałaś mi na emocjach, muszę przyznać. ;p Ale czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Słoneczko, zostaw coś po sobie ☀

Hope Land of Grafic