"Ścierają się we mnie dwie skrajne potrzeby, logicznego poukładania klocków i nieustannego zrywania się ze smyczy logiki. Porządku i szaleństwa."
Jedynie światła lamp
dawały wystarczającą widoczność na drodze. Diana miała wrażenie, jakby czas
stanął w miejscu, jakby wskazówki zatrzymały się, chcąc zrobić jej tylko na
złość. Jazda samochodem dłużyła się coraz bardziej, przez co dziewczyna od razu
zaczęła myśleć o matce, przez głowę przelatywały jej wszystkie wspomnienia,
wszystko, co kiedykolwiek miała.
Może nocowanie w domu
zmarłej matki nie było tak dobrym pomysłem? Przecież mogła zatrzymać się w
jakimś małym hotelu albo, w najgorszym wypadku, wykupić lot powrotny i lecieć z
powrotem do Londynu. Tylko ucieczka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, a ona
stchórzyła już za dużo razy. Tym razem powinna zachować się, jak dorosła, bo
była jedyną osobą, która mogła sobie pomóc. A myślała, że nie dostanie już od
życia więcej niespodzianek.
To tylko życie, skarbie.
Westchnęła cicho,
przymykając oczy. Przetarła swoją twarz, by nieco złagodzić ból głowy, który
doskwierał jej od samego wejścia do auta. Poza tym bolało ją także serce, ale
to z pewnością nie z powodu pogody. Pustka, którą czuła w tamtej chwili była
niewyobrażalnie wielka i Diana nie miała pojęcia, co mogła zrobić, by przestać
się czuć tak przerażająco źle. Tak samotnie.
Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Nie jesteś i nigdy nie byłaś
sama. Jestem tutaj z tobą i będę, obiecuję ci moją obecność.
Poczuła stuknięcie w
ramię, drzwi się otworzyły, dzięki uprzejmości kierowcy. Posłał jej
współczujące spojrzenie, a kiedy chciał coś powiedzieć, zapewne złożyć
kondolencje, to dziewczyna przerwała mu machnięciem dłoni i weszła do środka
kamienicy. W tym momencie nie chciała z nikim rozmawiać. To było niewykonalne, żadne
słowa nie mogły wyjść z jej ust. Była zbyt rozbita emocjonalnie, by wykonywać
jakiekolwiek czynności życiowe.
Była dobrą kobietą, dlatego dziwię się, że wychowała kogoś
takiego, jak ty.
Mozolnie stawiała kroki,
byleby przedłużyć wejście do mieszkania kobiety. Kiedy zauważyła numer dwanaście na drzwiach, stwierdziła, że
to tutaj. Wyjęła klucz z kieszeni i próbowała włożyć go do zamka, jednak jej
ręce, jak i również całe ciało, trzęsło się niemiłosiernie, co skutecznie
uniemożliwiało jej cokolwiek.
— Może ja to zrobię —
zaproponował Liam, delikatnie zabierając jej kluczyk.
Brunetka skinęła głową i
czekała aż drzwi zostaną otwarte. Weszła do środka, czując nagły przypływ
gorąca. To tu mieszkała przez tyle czasu,
zanim umarła.
Już nie wróci.
Zdjęła buty, odstawiając
je w róg pomieszczenia. Rozejrzała się po mieszkaniu, dopóki nie znalazła
wejścia do kuchni i innych pokoi. Wszystko było bardzo przytulnie urządzone z
nutką nowoczesności, jednak coś wyjątkowego tutaj przeważało. Poczuła dość
intensywny zapach fiołków, które Mary wręcz ubóstwiała, więc w każdym kącie ich
dawnego domu kwitnął ten zwariowany kwiat. Zwariowany jak ona.
Usiadła przy stole w
kuchni. Zauważyła wypitą do połowy herbatę z cytryną, która już dawno zdążyła
wystygnąć. Chwyciła kubek, poruszając nim kilka razy, tak po prostu. Wpatrywała
się w pływającą ciecz, czując się naprawdę źle. Do czego mogło jeszcze dojść w
tym momencie?
Oparła się o krzesło i spojrzała w biały
sufit, który w tym momencie był bardzo interesujący. Usłyszała szuranie obok,
jednak nie przejęła się tym i kontynuowała podziwianie struktury górnej części
pomieszczenia. Oddychała miarowo i spokojnie, co było zaskakujące, ponieważ
często nie mogła opanować oddechu. Teraz było już po wszystkim.
Po tobie również, prawda?
Jej dłonie bezwładnie
zwisały po bokach siedzenia. Czuła… właściwie to nie czuła nic. Obezwładniająca
pustka i nic więcej. Nie wiedziała, co ma robić. Czy zacząć płakać, by poczuć
jeszcze większy ból czy przestać o tym myśleć, jednak to drugie było niemożliwe
do wykonania. Po głowie wciąż chodziła ta sama, ciągle powracająca myśl, której
za nic nie chciała dopuścić do swojej świadomości.
— Chcesz o tym
porozmawiać? — Poczuła przenikające spojrzenie chłopaka.
— Ja już nawet nie wiem,
czego chcę. Nie mogę się na nic zdecydować.
— To wkrótce minie,
uwierz mi.
— To nigdy nie minie.
Świadomość, że straciłeś kogoś, na kim bardzo ci zależało i to bezpowrotnie.
— Czasami myślę o
Isabelle, ale to nie boli tak, jak wcześniej. Czas robi swoje, Diano.
— Nikomu nie życzę tego,
co przeżywam w tej chwili. Nawet najgorszemu wrogowi, nawet… — Zdążyła ugryźć
się w język.
— Nawet?
— Komuś, kto bardzo mnie
zranił, a mimo to nie chcę, by czuł się tak, jak ja.
— Myślę, że chciałaś
powiedzieć coś... innego.
— Mylisz się.
— Dzwoniłem już do
Simona i stara nam się załatwić bilety na powrót do Londynu.
— Nie wyjeżdżam stąd, a
przynajmniej jeszcze nie. Muszę zabrać to wszystko do siebie i zacząć od
początku. Chociaż biorąc ze sobą ten bagaż, wciąż będę stała w miejscu, prawda?
— Co masz na myśli?
— Muszę znaleźć
mieszkanie, nie wiem, czy w Londynie czy na drugim końcu świata, poszukam
pracy, z której dam radę się jakoś utrzymać, a jeśli znajdę czas, to postaram
się poukładać moje życie.
— Wiesz, że nie musisz
się wyprowadzać. To wciąż twój dom, a my jesteśmy rodziną. Tak jakby.
— To dla mnie za dużo,
mimo wszystko i nie chcę w to dalej brnąć i was wykorzystywać.
— Nie wykorzystujesz
nas.
— Ja mam inne zdanie.
— Musisz pomyśleć o tym
jutro, na spokojnie.
— Jestem bardzo
spokojna, jakbyś nie zauważył.
— Powinnaś się położyć i
wyspać, by wiedzieć, co dalej robić.
— Powiedziałam ci, że…
— Wiesz, o co mi chodzi.
— Wiem, ale pozwól
udawać mi, że nie.
— Nie rozumiem tylko po
co?
— Bo mam już dosyć,
Liam. To mnie przytłacza i to chyba też
mój czas.
— Wiesz, który raz to
słyszę?
— Teraz mam więcej
powodów, by to zrobić, a coraz mniej, by zostać.
— Jutro będzie inaczej.
— Masz na myśli gorzej,
prawda?
— Przechodziłem przez to
samo, Diana. Wiem, jak to jest.
— Tak się składa, że nic
nie wiesz — warknęła, przenosząc wzrok na chłopaka. — To była jedyna osoba,
którą miałam, która mnie kochała, bez względu na to, jak banalnie to brzmi.
Byłam z nią bardzo blisko i nie mogę znieść myśli, że jej już nie ma. Zostałam
sama i mimo że przeżyłam całe swoje życie samodzielnie, to brakuje mi jej. —
Zaszlochała. — Minęło tylko kilka godzin, a ja już czuję, jak przestaję
normalnie funkcjonować.
— Byłem z nią blisko,
ale nie wystarczająco. — Spuścił głowę, wzdychając głośno.
— Nie chciałam wytykać
ci błędów, bo ja nie jestem odpowiednią osobą do robienia tego. Po prostu mnie
to przerasta.
— Potrzebujesz kogoś,
kto cię zrozumie.
— Niech zgadnę, ciebie? —
Prychnęła.
— Jesteśmy podobni.
— A jednak tak bardzo
różni — dodała.
— Dlaczego komplikujesz
to jeszcze bardziej?
— Nie rozmawiajmy już o
tym. Muszę odpocząć.
— M—mogę tu zostać? —
zapytał niepewnie, drapiąc się po głowie. To był chyba jego nawyk.
— Myślę, że kanapa jest
wygodna. — Uśmiechnęła się do niego słabo, po czym wstała z drewnianego
krzesła. — Jutro to wszystko posprzątam i zastanowię się, co dalej robić.
— Ale ty doskonale wiesz
— wyszeptał, jednak Diana to usłyszała. Zatrzymała się.
— Problem w tym, że nie.
Nie czekając na jego
odpowiedź, poszła w stronę drzwi, które znajdowały się naprzeciwko kuchni.
Zamknęła ja za sobą, opierając się o nie
przez chwilę. Przeczesała dłonią długie i gęste włosy, po czym związała ja w
luźną kitkę. Odepchnęła się od framugi, wyjęła z walizki piżamę, którą po
chwili na siebie ubrała. Spojrzała na idealnie posłane łóżko, które pachniało nią aż do tej pory.
Wślizgnęła się pod
beżową pościel, wzdychając cicho. Rozejrzała się po sypialni, rozpoznając kilka
zdjęć na komodzie i szafce nocnej. Chwyciła jedno z nich, które było najbliżej
i uśmiechnęła się do siebie.
Mała, a tym bardziej duża Diana, nigdy nie była słodka.
— Nie teraz, proszę — wyszeptała,
przykładając zdjęcie do klatki piersiowej.
To odpowiednia chwila do uświadomienia ci tego, że zostałaś
sama, a oni mają po prostu dobre serce i nie chcą cię wyrzucić z domu, ale to
się zmieni.
— Masz rację, sama się
wyprowadzę.
Po tym, jak cię wyrzucą? Nie sądzę.
— Tym razem to ja zrobię
pierwszy krok.
Nigdy nie poznałem odważnej Diany, ciekawe, jaka jest.
— Kiedyś na pewno ją
zobaczysz.
Czy dasz radę wytrwać do „kiedyś”?
I to pytanie chodziło po
jej głowie aż do zaśnięcia.
…
I kiedy, po raz kolejny
przekręcała się z boku na bok, mając za sobą tylko niecałe dwie godziny snu,
czuła się rozdrażniona. Zrzuciła kołdrę na podłogę razem z poduszkami, wzrok
skierowała w stronę sufitu i w ten sposób spędziła kolejną godzinę. Czuła się
bezużyteczna i bezsilna, ponieważ nie mogła nic zrobić, by jej, nie zawsze
dobry, humor wrócił. Chciała przestać się zamartwiać tym wszystkim, by móc w
spokoju zasnąć, jednak, biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich kilku dni — nie
było to zbytnio możliwe.
Mała dziewczynka cierpi?
Oparła się o ramę łóżka,
zabrała telefon z szafki nocnej, który po chwili odłożyła z powrotem.
Jakakolwiek czynność, którą, chociaż próbowała wykonać, była kompletnie bez
sensu, zresztą teraz wszystko było bez sensu. Czyli to tak czuje się bardzo
samotny i porzucony sam sobie człowiek?
Nie mów, że po raz pierwszy tego doświadczasz. Znam cię
lepiej niż ktokolwiek inny.
Opadła na prawą stronę
łóżka, sięgnęła dłonią do szafki nocnej, otworzyła ją, nie wiedząc, czego
dokładnie powinna szukać. Wyjęła z niej stos papierów, które położyła obok
siebie. Następne było kilka zdjęć, jednak nie za bardzo się nad nimi
zastanawiała. Całą swoją uwagę poświęciła zapisanym kartkom.
I czego tu szukasz, cukiereczku?
Westchnęła cicho,
odkładając za siebie kolejne informacje o uregulowaniu rachunków, kilku spraw
dotyczących banku, nowego zatrudnienia w Glasgow, papierów obejmujących umowę o
wynajęcie mieszkania i wielu innych, których nie rozumiała i nawet nie
próbowała zrozumieć. Wrzuciła je wściekle z powrotem do szafki.
Była zła, jednak nie
wiedziała, na co. Czego się spodziewała po przeszukaniu wszystkich dokumentów?
Co takiego chciała znaleźć? Jedyne, o czym pomyślała na początku, to dowiedzieć
się całej prawdy. O wszystkim. Przecież ludzie nie umierają z dnia na dzień,
nie opuszczają swoich bliskich bez pożegnania.
Prawda bywa brutalna.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Słoneczko, zostaw coś po sobie ☀