„Musisz przestać wyżywać się na sobie przez to, że nie znasz wszystkich odpowiedzi.”
Nad Londynem zawitały
chmury w odcieniu ciemnego granatu. Wszystko zapowiadało się na deszcz, jednak
Dianę to nie za bardzo obchodziło. Planowała dzisiaj zostać w domu, ponieważ
nie czuła się najlepiej po nocy spędzonej na kanapie. Była niewygodna i twarda,
ale dziewczyna nigdy nie narzekała, bo przecież bardzo podobała się Mary — sama
ją wybierała — a zresztą pasowała do reszty mebli.
Kiedy przekręcała się na
drugi bok, jej telefon zadzwonił, przez co dziewczyna jęknęła głośno. Podniosła
się jednak, ziewnęła cicho i odebrała połączenie.
— Halo? — spytała
zaspanym głosem.
— Skarbie, gdzie jesteś?
— Usłyszała poważny głos matki.
— W domu — mruknęła.
— O ile się orientuję,
to za czterdzieści minut zaczynasz lekcje.
— Tak.
— Mam nadzieję, że się
na nich pojawisz.
— Postanowiłam, że wezmę
wolne. — Wzruszyła ramionami, ale jak Mary miała to zauważyć?
— Nie ma mowy. Ubieraj
się i idź na zajęcia.
— Ale mamo, jeden dzień
nikomu nie zaszkodzi — powiedziała niewinnym głosem.
— Kochanie, do końca
roku szkolnego zostało już tak niewiele. Dasz radę, wierzę w ciebie.
— A co jeśli będę się
źle czuła?
— Nawet o tym nie myśl.
— Mam już 19 lat? —
Wciąż próbowała ją przekonać.
— Chcesz płacić za
rachunki sama, tak? Bo jeżeli to masz na myśli, to jak najbardziej się cieszę.
— W porządku. —
Westchnęła. — Wygrałaś. — W słuchawce usłyszała śmiech matki.
— Ja zawsze wygrywam —
poprawiła córkę, po czym dodała. — Zbieraj się i powodzenia.
— Przyda się.
— Wrócę koło czwartej,
cześć, skarbie.
— Cześć, mamo.
Odłożyła telefon,
spojrzała na zegarek i stwierdziła, że czas się już zbierać. Pobiegła na
piętro, do swojego pokoju. Otworzyła
szafę i standardowo założyła zwykłe spodnie i sweter, ponieważ na dworze nie
było za ciepło. Przeszła do łazienki, ubierając się po drodze. Umyła zęby, a
jej wzrok powędrował na lustro, w które
— nie oszukujmy się — dość
rzadko zaglądała.
Nie grzeszyła urodą i
dobrze o tym wiedziała. Sięgnęła po jej małą torebeczkę z kilkoma kosmetykami.
Czasami zastanawiała się po co jej to było. Przecież używała tego od święta i
chyba, kiedy wróci, wyrzuci tą nieszczęsną torebkę. Niepotrzebnie będzie
zajmowała tyle miejsca.
Użyła podkładu i
korektora, po czym przejechała eos’em po swoich malinowych ustach.
— Zdecydowanie lepiej. —
Uśmiechnęła się lekko do odbicia.
Zdecydowanie gorzej. To tylko wszystko zamaskuje, ale i tak
pozostanie. Ładnie to tak się ukrywać?
— Boże, tak cholernie
cię nie nienawidzę — warknęła groźnie, łapiąc się za głowę.
I vice versa.
Diana burknęła coś tylko
pod nosem, po czym zabrała plecak i wyszła z pokoju. Stanęła na środku salonu,
rozglądając się po pomieszczeniu na wszystkie strony. W oczach zalśniły łzy po
tym, jak przypomniała sobie, że niedługo to wszystko opuści i niewiadomo czy
powróci. To było dla niej naprawdę trudne do zrozumienia, a pogodzenie się z
tym wszystkim było jeszcze cięższe.
Miała jeszcze
dwadzieścia minut, a wizja spóźnienia się do szkoły była bardzo kusząca, jednak
nie chciała bardzo zawieść matki. Westchnęła głośno, drapiąc się po głowie, bo —
spójrzmy prawdzie w oczy — musiała podjąć decyzję i to w tym momencie.
W kuchni zrobiła sobie
kanapką, którą podczas drogi do wyjścia, zjadła. Ze złości kopnęła kosz stojący
na dworze, jednak po upłynięciu chwili go podniosła. Była taka przewidywalna.
Była zupełnym przeciwieństwem Mary, nad czym często się zastanawiała. Ich
charaktery znacznie się różniły, a mimo to umiały się dogadać, ba! Nie
wyobrażały sobie życia bez siebie. To często nazywało się mocną więzią między
matką, a córką.
Wielka szkoda, że niedługo ta ”więź” magicznie zniknie.
— Oh, zamknij się już —
wyszeptała wściekła.
Zatrzasnęła furtkę,
czując jak narasta w niej złość. Na nieszczęście dziewczyny, zerwał się dość
silny wiatr. A z niebie zaczęły spadać pojedyncze krople, które w tej chwili
tak cholernie przeklinała. W tej chwili nie mogło przydarzyć się jej nic
lepszego niż deszcz. Dopiero zaczęło kropić, więc przyśpieszyła kroku, by
znaleźć się jak najbliżej szkoły w razie nagłej ulewy. Co za ironia…
Podczas drogi do liceum,
przez cały czas, widziała za sobą tego samego, ciemnego Jeepa. Za pierwszym
zakrętem nic sobie z tego nie robiła, jednak po trzecim zaczęła się porządnie
martwić. Przyśpieszyła kroku, a do szkoły dzieliło ją jeszcze około dziesięciu minut.
Kiedy miała zamiar
przejść przez dość wąską uliczkę, dzięki której mogła skrócić czas przejścia do
placówki, auto zablokowało jej drogę. Z piskiem opon zatrzymało się przed nią,
a szyba zaczęła się opuszczać. Już po
mnie, to koniec. Mogłam zostać w tym cholernym domu.
I zamiast ruszyć się,
uciekać, krzyczeć, płakać, wzywać pomoc, to stała w tym samym miejscu, nie
wykonując żadnego ruchu. Bała się, że to rozwścieczy napastnika i będzie
jeszcze gorzej. Zamknęła oczy, myśląc, że to tylko jej chora wyobraźnia. Zawsze
mogła coś takiego stworzyć, to była jedyna w swoim rodzaju odskocznia od nudy.
Po chwili usłyszała
bardzo głośny śmiech, który odbijał się echem w jej głowie. Otworzyła oczy, a
to co ujrzała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Czy to są, przepraszam,
jakieś żarty?!
— Liam pieprzony Payne i
wszystko jasne — warknęła, czując, jak deszcz zaczyna padać z jeszcze większą
siłą.
— I po co te obelgi? —
zapytał urażony.
— Szkoda mi czasu na
takiego dupka, jak ty — powiedziała, odwracając się. Wybrała dłuższą drogę, a
do zajęć zostało jej pięć minut.
— Ale znalazłem plusy w
tym spotkaniu, mimo twojego niemiłego zachowania. — Dziewczyna zgromiła go
wzrokiem.
— Niech zgadnę, zaraz mi
powiesz jakie to plusy. — W jej głosie było mnóstwo złości.
— Skąd wiedziałaś? —
zapytał zdumiony.
— Po tobie można się
wszystkiego spodziewać.
— A więc, pomijając
twoje kolejne niemiłe słowa. —
Wyraźnie zaakcentował. — Wreszcie zapamiętałaś moje imię!
— Jee! — Podniosła
dłonie do góry kilka razy, po czym znów przybrała naburmuszony wyraz twarzy.
— Również podzielam twój
entuzjazm.
— Okej, jak chcesz. —
Wzruszyła ramionami.
Chłopak przez cały czas
jechał za nią samochodem, co bardzo ją denerwowało, ale nie miała czasu na
użeranie się z tym idiotą. A szkoda, bo w międzyczasie wymyśliła mnóstwo
przezwisk, które bardzo chciała na kimś wypróbować.
— Wiesz — zaczął
ponownie. — Coś czuję, że zaraz zacznie padać.
— Wow, naprawdę? —
Spojrzała w górę, a na jej głowę spadło kilka kropel deszczu. Warknęła
wściekła, przyśpieszając kroku.
— Zdążyłabyś tylko
wtedy, gdybym cie podwiózł.
— Skąd pomysł, że chcę
zdążyć? — Uniosła brew, choć wiedziała, że tego nie widział. Jej twarz była
zakryta coraz bardziej mokrymi włosami.
— Ciężko mi patrzeć, jak
się męczysz, moknąc.
— To możesz odjechać,
nic cię tu nie trzyma.
— Boże, przestań być
taka i wsiadaj, jeśli wciąż nie wyczułaś pewnej iluzji. — Poddał się, a na
twarz dziewczyny wpłynął lekki uśmiech, uśmiech zwycięstwa.
— A skąd pomysł, że…
— Po prostu wsiądź i
miejmy to za sobą, okej?
— Trzeba było tak od
razu. — Zachichotała, po czym weszła do ciepłego auta.
— Lubisz denerwować
ludzi, co?
— Zależy kogo. —
Wzruszyła ramionami. — Czuj się wyróżniony.
— Um, dziękuję?
Ponowne uniesienie
ramion. Oparła się o szybę, patrząc, jak samotne krople deszczu spływają po
szkle. Z jednej robiło się kilka, które zmierzały inną drogą niż pozostałe.
Rozdzielały się, wybierając różne cele, drogi. Rozdzielały się, by potem
samotnie zniknąć.
— To nie ma sensu —
mruknęła pod nosem.
— Co?
— Nie, nic. Narzekam
tylko na pogodę — powiedziała szybko, za szybko.
— Przez cały tydzień tak
będzie, uroki Londynu.
— Być może w Glasgow
byłoby inaczej.
— Nie myśl o tym, okej? —
Uśmiechnął się współczująco, po czym dodał. — Właśnie dojechaliśmy i jeśli nie
chcesz się spóźnić, to masz minutę. — Mrugnął do niej, po czym sam wysiadł z
auta.
Brunetka zrobiła to samo
i poszła w stronę klasy jak najszybciej, by uniknąć przemoczonych ubrań i
włosów, z których i tak skapywała woda.
Na dziedzińcu nie obyło się bez drwiących spojrzeń czy jakiegoś
głupiego, ledwo przemyślanego, komentarza. Jednak dziewczyna szła dalej, prosto
do szafki. W tym momencie zadzwonił dzwonek, więc prawie że biegła do klasy po
drugiej stronie korytarza. Uczniowie dziwnie się na nią patrzyli, niektórzy
rzucili jakieś wyzwisko, a cały tłum za nią wił się ze śmiechu.
No przyznaj sama. To bardzo zabawne, jak jakaś grubaska
biegnie. Sama byś się śmiała.
— Nie zrobiłabym tego,
bo wiem, że to, by ją skrzywdziło, tak samo jak mnie.
Myślisz, że ktoś inny się tym przejmuje? I przestań zgrywać
taką dobroduszną i pewną siebie, bo słabo ci to wychodzi.
Jej malinowe usta
zacisnęły się w wąską linię, widząc jak Josh idzie w jej stronę z szerokim
uśmiechem. Objął ją ramieniem, jednak Diana szybko wyswobodziła się z jego
lekkiego uścisku. Na szczęście pod klasę przyszła nauczycielka, która zaprosiła
wszystkich do środka.
— Dziękuję — powiedziała
bezgłośnie.
— Nie ma za co. —
Uśmiechnęła się wesoło. — Przygotowana?
Skinięcie głową
potwierdziło jej zdanie. Diana była zawsze przygotowana do lekcji, a
nauczycielka od biologii o tym bardzo dobrze wiedziała, więc dość rzadko ją
pytała, co było bardzo dobre, gdy w ogóle nie miała książek czy pracy domowej.
Bo tak było po prostu łatwiej.
— Dobrze, żabki, miałam
zamiar dzisiaj trochę popytać, ponieważ nie wszystkim wychodzą pełne oceny.
Więc zaczynajmy. — Potarła ręce, uśmiechając się pod nosem.
…
— No cóż, nie
przygotowaliście się za bardzo. Zapraszam te osoby, które chcą się poprawić,
jutro na zajęcia wyrównawcze. Tylko, tym razem, porządnie mi się nauczyć. —
Pogroziła palcem. — Do zobaczenia, robaczki.
Klasa jęknęła z
zażenowania. Dlaczego każda biolożka musiała używać takich słów? Nie
wystarczyło po prostu dzieciaki? Klaso? Uczniowie? Cokolwiek, byleby
zachowywało pozory normalnego.
Wszyscy opuścili salę,
kierując się do następnej klasy, gdzie miały odbywać się zajęcia z chemii. Diana
szła za tłumem, nie chcąc się z niego zbytnio wyróżniać, bo wiedziała, czym by
się to wszystko skończyło. I nie było to najlepsze rozwiązanie dla niej.
Z na przeciwka zauważyła Liama z kilkoma
znajomymi, jak sądziła, jednak nie, nie zamierzała do nich podchodzić. Zresztą,
po co? Chłopak spojrzał na nią, ale po złapaniu z nią kontaktu wzrokowego
szybko spuścił głowę. Dobra, może to
zwykły przypadek? Tak, tak sądzę. Jednak po drugim i trzecim przypadku,
zaczęła mieć wątpliwości. Nie obiecuj
sobie zbyt wiele, Diano. Nie warto.
…
Po ukończeniu wszystkich
zajęć tego dnia, brunetka udała się do szafki, zabierając z niej parasol. Tak
na wszelki wypadek, gdyby znowu zaczęło lać. Jak to mówią; przezorny zawsze
ubezpieczony. Może coś w tym jest.
Dzisiaj nie spotkała już
więcej Josha, a reszta klasy nie miała na tyle odwagi, by powiedzieć cokolwiek
przy nauczycielach. Z jednej strony było to pocieszające, jednak z drugiej wiedziała,
że wszystkie wyzwiska trzymali w sobie, aby naskoczyć na nią w obecności Josha.
By zdobyć jego uznanie. Cóż, to było naprawdę głupie i, zdaniem Diany,
poniżające.
Wyszła ze szkoły,
widząc, że wszyscy noszą parasolki, ponieważ na zewnątrz panowała prawdziwa
ulewa. Nastolatka, tym razem, również zaliczała się do wszystkich. Czekała ją
długa droga do domu, samotna i długa droga do domu. Westchnęła cichutko, może
jednak potrzebowała drugiego człowieka? Chyba
jednak nie.
— Diana! Poczekaj. —
Usłyszała za sobą, jednak szła dalej. — Nie możemy od razu iść do samochodu,
bez zbędnych „kłótni”?
— Pff, to nie są
kłótnie.
— Krótka wymiana poglądów,
wystarczy?
— Nie wiem, jak chcesz. —
Zgrywała obojętną.
— Skoro tak, to chodź. —
Złapał ją za nadgarstek i zaprowadził do auta.
Dziewczyna nie odzywała
się, nie wyrywała, po prostu dała prowadzić. Może jednak ciepły, przytulny i
nieprzeciekający samochód był aktualnie dobrym rozwiązaniem? Zdecydowanie tak.
Droga do domu Diany
minęła bardzo szybko, ale jej wydawało się to ciągnąć w nieskończoność. Liam
nie odezwał się do niej ani słowem, a i ona nie chciała z nim rozmawiać. Kiedy
auto zatrzymało się, brunetka pomyślała, że trzeba już wysiąść, bo przecież
Payne ma inne rzeczy do roboty niż ją na głowie, jednak jedno nie dawało jej
spokoju. I musiała się o to zapytać, bo inaczej zamartwiałaby się o to przez
resztę dnia.
— Dlaczego się tak
zachowałeś? — Wypłynęło z jej ust, tak szybko i niespodziewanie, przez co
nastolatek zdjął dłonie z kierownicy i dokładnie zastanowił się nad
odpowiedzią. Musiała być bardzo przemyślana, by przekonać Dianę.
Witam, witam! Dziś trochę więcej czasu na napisanie czegoś pod rozdziałem. W szkole istne urwanie głowy, potem jeszcze jakieś zajęcia dodatkowe, treningi, nauka i tak w kółko. Na mieście siedzę od siódmej do około piątej. Boże, nawet nie wiecie ile bym dała za powrót do podstawówki albo nawet przedszkola, bo już nie wyrabiam. A do tego jeszcze moje przeziębienie, które nie chce przejść, pomimo ogromnej dawki leków. Ugh, najgorsze jest to, że najdłuższą przerwą między nauką będą święta w grudniu! Ahh, ratunku? Dzisiaj kolejny męczący dzień, ale macie fajną nutkę haha. Cały czas to śpiewam i wszystkich denerwuję. No cóż, na świecie muszą być tacy ludzie, prawda? Dziękuję jeszcze raz, że komentujecie, a szczególnie jednej osobie! Czytam wszystko i żal mi, że nie mogę odpisać. Postaram się to nadrobić. Trzymajcie się ciepło! :*
Naprawdę masz fajny pomysł. Jednak jest jedną rzecz, której mi tu brakuje. Mam na myśli szczegółowego opisu pomieszczeń i postaci. Łatwiej można się wtedy zagłębić w lekturę. Ale, mimo tego jednego braku, akcja nie pozwala mi przestać czytać :)
OdpowiedzUsuń