"Marzenia umierają i przepadają w otchłani czasu, to jedna z gorzkich prawd życia. Jedna z wielu."
Co
za okropieństwo! To niemożliwe, przecież nic nadzwyczajnego nie działo się
dzisiejszego dnia, prawda? Mary zachowywała się całkiem normalnie, jak na nią. To
niemożliwe, to nie działo się naprawdę.
—
Mógłbym pójść z tobą? — zapytał nieśmiało.
—
Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Myślę, że nie jest to dobry pomysł.
—
Um, okej. Do zobaczenia.
—
Do (nie) zobaczenia — mruknęła.
Szczerze
mówiąc, to Diana, jeszcze nigdy, nie pokonała drogi ze szkoły do domu w tak
krótkim czasie. Szczerze mówiąc, to jeszcze nigdy w jej głowie nie pojawiało
się aż tyle myśli naraz. Szczerze mówiąc, to jeszcze nigdy nie była w tak
skomplikowanej sytuacji. Co się dzieje z wami ludzie?
Dianę
interesowało jedno, a mianowicie — czy chłopak mówił prawdę? Może to kolejny
żart Josha albo kogoś z elity? To ją najbardziej irytowało. Niewiedza. Dlatego
teraz, kiedy zauważyła w oddali swój dom, zaczęła biec. Nie przejmowała się
tym, że ludzie na ulicy patrzą się na nią, czy śmieją albo wydają nikomu
nieznane odgłosy, teraz ważniejsze była inna i zdecydowanie, bardziej poważna.
Tu chodziło o jej życie, do jasnej cholery!
Trzasnęła
drzwiami, dając o sobie znać. Niech wie, że ma jej dużo do wyjaśnienia. Tylko…
jeśli okaże się to nieprawdą? Jak, w tym przypadku, potraktuje ją Mary? Będzie
zła? Rozczarowana? Nie wybaczy jej tego? Nie odezwie się już nigdy więcej?
Boże, ta wizja była jeszcze gorsza niż wszystko inne razem wzięte.
Dziewczyna,
nieco uspokojona, weszła do kuchni, gdzie słyszała czyjeś rozmowy. Za blatem
stała jej matka, tłumacząca coś wysokiej postury mężczyźnie, który był
odwrócony do Diany.
—
Wiem, że to może być trudne, ale musimy to jakoś przecierpieć.
—
Zrozum, że musisz jej powiedzieć o tym teraz, chyba, że chcesz zostawić ją z
dnia na dzień bez jakichkolwiek wyjaśnień. — W jego głosie najbardziej
wyczuwalna była złość.
—
Nigdy o tym nawet nie pomyślałam! Jak możesz mi coś takiego zarzucać? Myślałam,
że od ciebie dostanę trochę więcej wsparcia i zrozumienia, jednak się myliłam —
warknęła. Tak naprawdę, to dziewczyna nigdy nie widziała swojej matki w takim
stanie.
Brunetka
odchrząknęła głośno, przez co cała uwaga skupiła się na niej.
—
Czy ktoś może mi może łaskawie wyjaśnić, co się tutaj dzieje? — zapytała dość
spokojnie. Nie chciała, by jej prawdziwe emocje wyszły na zewnątrz.
—
Kochanie, może usiądziesz? Zrobić ci coś do picia albo jedzenia? — spytała zatroskana.
—
Nie, nic nie chcę. — Pokręciła głową. — Wytłumaczcie mi to, kim pan w ogóle
jest?! — zapytała wściekła.
—
To wszystko dzieje się za szybko. — Westchnęła kobieta.
—
Mamo?
—
Uwierz mi, próbowałam wszystkiego, by do tego nie doszło, ale wiesz, jaki jest
pan Hilton, zawsze stawia na swoim i tak też było tym razem. Strasznie mi
przykro.
—
Proszę, przejdź do rzeczy — powiedziała, próbując powstrzymać łamiący się głos.
—
Muszę wyjechać, kochanie. Ale to tylko kilka miesięcy, zobaczysz, jak szybko
zleci.
—
To wspaniale! Muszę się tylko spakować i możemy wylecieć, nawet w tym momencie.
— Ucieszyła się. Nigdy w życiu nie była
tak szczęśliwa.
—
Skarbie, nie wiem, jak ci to powiedzieć. — Westchnęła. — To ja wyjeżdżam, a ty
zostajesz w Wolverhampton.
Jej
emocje nagle zgasła, tak samo jak jej szeroki uśmiech. Zacisnęła usta w wąską
linię, nie wiedząc, co powiedzieć. Ona
już cię nie chce, to było takie to przewidzenia. Przełknęła głośno ślinę,
patrząc smutno na matkę. Jedno i najważniejsze pytanie męczyło ją od środka:
—
Dlaczego nie mogę pojechać z tobą? Dlaczego nie możesz zostać i pracować tutaj
dalej?
—
Pan Hilton sfinansował mi jedynie małą kawalerkę, w której będę mieszkała
podczas pracy w Glasgow. Prosiłam, nie, błagałam go, by pozwolił mi cię zabrać,
jednak był bardzo stanowczy i powiedział, że jeśli się nie zgodzę, to mnie
zwolni.
—
Przecież znajdziesz sobie nową pracę, mamo.
—
Kochanie, nie chcę, żeby brakowało ci czegokolwiek, więc muszę ciężko pracować.
Nie znajdę w szybkim tempie tak dobrze płatnej pracy. Musimy dać sobie radę. — Musiała mieć jakieś wytłumaczenie, chociaż
wcale jej na tobie nie zależy.
—
Glasgow jest tak daleko stąd, nie zostawiaj mnie, proszę. — Spojrzała na nią
błagalnie.
—
Niedługo wakacje, Diano. Będziesz miała więcej czasu, więc będziesz mnie
odwiedzać tak często, jak tylko będziesz chciała, dobrze? — Uśmiechnęła się
lekko. — Ale na razie musimy poradzić sobie z tym, co mamy.
—
Czyli ten chłopak miał rację — powiedziała cicho, ale wystarczająco, by reszta
usłyszała.
—
Jaki chłopak, Diano? — spytała Mary.
—
Miał na imię Liam. Wiedział wszystko o tym, że się przeprowadzam. A przecież tu
zostaję, całkiem sama. — Westchnęła.
—
Liam? —zapytał zdziwiony mężczyzna. — Nigdy więcej nie będę z nim rozmawiać o
takich ważnych sprawach.
—
Chwila, przecież Liam, to twój… syn! Jak mogłeś mu o tym powiedzieć jeszcze
przed tym, jak powiedzieliśmy o tym Dianie?!
—
Chciałem, żeby wiedział o tym wcześniej, tak? On też musi przyzwyczaić się do
nowej sytuacji, nie sądzisz?
—
Dobrze, rozumiem. — Odetchnęła. — Kochanie, po pierwsze nie zostajesz sama
tylko z Simonem, to jest mój… zaufany przyjaciel i mimo tego że skończyłaś te
marne osiemnaście lat, to wolę mieć pewność, że jesteś bezpieczna, a po drugie
pamiętaj, że to nie jest na zawsze. Te kilka miesięcy z pewnością minie bardzo
szybko i znowu będziemy razem. Nie martw się na zapas. — Jej kąciki ust powoli
wędrowały ku górze.
—
Może masz rację, nie wiem. To zdecydowanie za szybko. — Wymusiła uśmiech.
—
Z początku będzie trudno, ale potem z pewnością się przyzwyczaisz.
—
Wolałabym mieszkać sama — powiedziała w końcu.
—
Nie zostawię ciebie samej, nie ma mowy.
—
To zostań — powiedziała stanowczo.
—
Diano, przecież wiesz, że nie mogę. Już ci to tłumaczyłam.
—
Gdyby ci na mnie zależało, to już dawno byś coś zrobiła.
—
Diana… — zaczął mężczyzna, jednak nastolatka szybko mu przerwała.
—
A ty się nie odzywaj!
—
Diana!
—
Zostawcie mnie wszyscy w spokoju — krzyknęła, wybiegając z domu.
Ponownie
trzasnęła drzwiami, chcąc się jakoś wyżyć, ale nawet to nie pomogło. Czuła się
beznadziejnie, była bezsilna wobec wszystkiego, co ją spotykało. Nie umiała się
obronić przed niczym. Istna ofiara losu,
nieprawdaż?
Kiedy
przedostała się przez furtkę, wpadła na kogoś bardzo wysokiego. Westchnęła ze
swojego pechu, po czym cicho przeprosiła i poszła w swoją stronę. Otarła
pojedynczą łzę, widząc, jak ludzie dziwnie się na nią patrzą. W tym momencie
było to trochę stresujące.
—
Diana, poczekaj! — Usłyszała, przez co stanęła w miejscu. Już gdzieś słyszała
ten głos.
—
Czego ty znowu ode mnie chcesz? Powiedziałeś już wystarczająco. Dziękuję.
—
Nie chcę się z tobą kłócić, uwierz mi, dla mnie to również będzie naprawdę trudne.
Zwłaszcza, że od dwudziestu lat nie mieszkałem z dziewczyną pod jednym dachem.
Co za wstyd. — Pokręcił głową.
—
Będziecie się dobrze dogadywać, powodzenia. — Uśmiechnęła się, chcąc odejść,
jednak chłopak złapał ją za ramię.
—
Chyba czegoś nie zrozumiałaś. — Westchnął. — Będziesz mieszkała ze mną i Simonem. To o tobie cały czas mówię,
dlaczego tego nie rozumiesz? — Zdenerwował się.
—
Może nie chce rozumieć?! Nie pomyślałeś o tym, co?
—
Diana, ja chciałem tylko…
—
Dlaczego każda nasza rozmowa…
—
W zasadzie, to dopiero druga.
—
Nie przerywaj mi — powiedziała, powstrzymując się od uśmiechu. — Chciałam powiedzieć,
że nasza już druga rozmowa kończy się kłótnią, może obędziemy się bez trzeciej?
—
Właśnie, możemy przecież normalnie porozmawiać.
—
Albo w ogóle. — Wzruszyła ramionami i odwróciła się.
—
Przestań, to głupie.
—
Co?
—
Zachowywać się tak, jakbyś miała to wszystko gdzieś, a tak naprawdę, to cholernie
się tym przejmujesz.
—
Nic o mnie nie wiesz, nie znasz mnie, więc dlaczego mówisz to tak pewnie?
—
Bo chcę cię poznać.
—
Ale nie pomyślałeś, że ja nie chcę? To dla mnie za dużo, jak na jeden dzień.
—
Próbowałem tylko pomóc ci przez to wszystko przejść, ale jeśli nie chcesz, to
dam spokój.
—
Nie potrzebuję twojej litości — powiedziała, czując nieprzyjemne pieczenie w
oczach. — Nie potrzebuję nikogo, dam sobie radę.
—
Dobrze wiesz, że nie.
—
Dlaczego wszyscy wiedzą lepiej ode mnie? Jestem już dorosła, powinnam coś
zrobić ze swoim życiem, do cholery.
—
To dlaczego wciąż stoisz w miejscu? Dlaczego nie zrobisz nic w kierunku bycia
lepszym i mniej zależnym od innych?
—
Bo jestem za słaba — wyszeptała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
—
O boże, Diana, nie płacz, proszę. Nie chciałam cię urazić, przepraszam. — mówił
bardzo szybko i chaotycznie.
—
Wiesz czego potrzebuję?
—
Czego?
—
Trochę samotności, więc jeśli możesz, z łaski swojej, daj mi spokój —
powiedziała bez żadnych uczuć.
Chłopak
wiedział, że powiedział już wystarczająco i jego obecność tylko szkodziła
dziewczynie. To był odpowiedni czas, by się wycofać i czekać na dalsze
rozwinięcie akcji. Ta historia z pewnością nie skończy się tak szybko i bez
ofiar.
Czeeść! Dopiero wróciłam z zajęć, siedząc w szkole od siódmej trzydzieści rano i nie, ja wcale nie narzekam. To pierwszy dzień, a ja już mam dosyć. Brakuje mi wakacji i tego, że kładłam się spać o trzeciej rano, a wstawałam dopiero koło południa. Żałuję, że nie wykorzystałam tego czasu na więcej rzeczy, no ale cóż - już nic więcej nie zrobię. Pozostaje mi czekać kolejne miesiące do upragnionych wakacji. Mam nadzieję, że to wszystko zleci tak szybko, jak poprzedni rok szkolny. A wy, przetrwaliście? :) Boję się, że nie znajdę czasu na dalsze pisanie rozdziałów, jednak na razie mam ich napisane kilkanaście do przodu, więc trzymajcie za mnie kciuki. Pozdrawiam :***
Ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej, pozdrawiam :*
Już? Tak szybko? A gdzie więcej? ;p Diana jest urocza. To chyba taki typ dziewczyny, która potrafi się uśmiechnąć słodko i zaraz potem odpyskować chłodno. Już nie mogę się doczekać ich mieszkania razem i docinek ludzi z jej szkoły. Zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuń