21.10.2015

Rozdział 10



"Czasami myślę, że szkoła przygotowuje młodzież do życia w świecie, który nie istnieje."

— Diana, gdzie będziesz się dalej uczyć? Wybrałaś już coś? — Usłyszała obok siebie, przez co momentalnie się speszyła.
— Um, nie myślałam jeszcze o tym. Nie wiem czy chce studiować tutaj czy w innym mieście. — Wzruszyła ramionami. — A ty?
— Myślałem nad Imperial College, jednak nie wiem, co chcę robić dalej — powiedział, po czym po chwili dodał: — Lubię śpiewać, nawet z chłopakami założyliśmy zespół.
— Wow, naprawdę? Macie już jakieś piosenki albo chociaż  teksty?
— Pracujemy nad tym, znaczy ja pracuję. — Spojrzał na resztę, a zaraz potem na nią. — Jesteś jutro zajęta?
— To zależy.
— Wybieramy się do coroczną imprezę do Erica, zabierzesz się z nami? — zapytał jeden z nich.
Szczerze mówiąc, to naprawdę nie spodziewała się tego pytania, a szczególnie tylko po kilku minutach znajomości. Już od dawna planowała się tam wybrać, jednak nie była pewna czy ktokolwiek będzie ją tam chciał. Bała się odrzucenia. Co jeśli zamknęliby jej drzwi przed nosem i wyśmiewając ją przy okazji? Przecież, gdyby ktoś z jej dawnej klasy ją zauważył, to miałaby kompletnie i nieodwracalnie przerąbane. A co zrobiłby Josh? Upokorzyłby ją przed tyloma osobami? Wyśmiał kolejny raz? To byłaby najgorsza kara, jaką kiedykolwiek by otrzymała.  Teraz nie mogła źle zdecydować, musiała być stanowcza  i wystarczająco przekonująca.
— Myślałam już o tym i nie.
— Dlaczego? — spytał, na co prychnęła  w duchu.
Ciekawe, co nie najchudsza i nie najpiękniejsza dziewczyna może robić na imprezie. Tańczyć, by pokazać się ludziom z jak najgorszej strony? Słuchać wszystkich wyzwisk i śmiechów z docinek? Nie, to wcale nie jest odpowiedź na to pytanie.
— Nie mam czym dojechać. — Wymyśliła coś na szybko.
— Liam może cię podwieźć.
— Nie mam się w co ubrać.
— Oh, przestań, każda laska tak mówi. — Przewrócił oczami.
— Nie mam ochoty? — Próbowała dalej to ciągnąć, mimo że było to kompetnie bez sensu.
— Kiedy się napijesz, z pewnością polepszy ci się humor.
— Naprawdę nie mogę. — Westchnęła.
— Nie chcesz. — Poprawił ją. Miał rację.
— Nie byłam na żadnej jego imprezie i jeszcze jakoś żyję — burknęła zażenowana. W jej życiu nie było miejsca na życie towarzyskie.

W twoim życiu nie było miejsca na wszystko. Nie miałaś nikogo, nigdy…

— Dlatego musisz pójść na tą i upić się do nieprzytomności.
— Jak ty, co roku, Horan. — Wtrącił się… Harry?
— Nie przesadzaj, to był tylko jeden raz. — Spojrzał na niego spod byka.
— Tylko raz, dwa… trzy razy. Tak, myślę, że to odpowiednia liczba.
— Odstraszasz mi właśnie koleżankę. — Oburzył się, na co ten prychnął pod nosem. Diana nie czuła się z tym najlepiej.
— Nic nie szkodzi — szepnęła.
— To chociaż przyjdź na mecz. Tomlinson jest w pierwszym składzie. — Dźgnął ramieniem chłopaka obok.
— Zastanowię się, okej?
— Świetnie! Może ty lubisz kibicować, bo te sztywniaki tylko siedzą i patrzą się, jak zawodnicy biegają za piłką. — Narzekał. Na twarzy brunetki pojawił się lekki uśmiech.
— Chwila, jacy sztywniacy?
— Nie pamiętasz, co było rok temu? — Oburzył się. — Siedzieliście na tych zasranych ławeczkach i graliście we Flappy Bird, co moim zdaniem jest bardzo wkurzającą grą. Louis strzelił prawie cztery bramki, a w co?
— Chcę ci przypomnieć, że też grałem. — Wtrącił się chłopak o bardzo ciemnej karnacji.
— Te kilka minut się nie liczy — burknął, na co ten skierował na niego morderczy wzrok. — To jak, Diana?
— Napiszę do Liama, dobrze?
— Świetnie. Jestem pewien, że nasi wygrają.
— Na szczęście nie mam już nic wspólnego z tą szkołą — wyszeptała bardziej do siebie.
Chłopak spojrzał się na nią przenikliwie, po czym zwolnił kroku, prosząc, by zrobiła to samo. Grupka ich minęła, rozmawiając tylko w swoim gronie, dzięki czemu Niall odetchnął z ulgą. Nie chciał, by jego przyjaciele słyszeli ich rozmowę. Byli przyjaciółmi, to prawda, jednak wolał zachować to dla siebie.
— Dlaczego tak mówisz?
— Od dawna marzyłam o skończeniu tej szkoły, miałam po prostu dość tego miejsca.
— Nie lubisz tu przychodzić? — zapytał zdziwiony.
— Gdybyś był mną, też byś nie lubił. — Uśmiechnęła się smutno.
— Nie rozumiem, Diano.
— Chyba będę się już zbierać.
— Zostań jeszcze, nie dokończyliśmy naszej rozmowy.
— Nie chcę wam przeszkadzać, ani zamęczać cię moimi problemami, Niall.
— Myślałem, że wymyślisz coś mniej prawdopodobnego. — Zaśmiał się.
— Wiesz, słaba wymówka, to zawsze dobra wymówka. — Uśmiechnęła się lekko, po czym poszła w zupełnie inną stronę.
— Co to było, Niall? — Usłyszał zdziwienie w jego głosie.
— O co ci chodzi, Zayn?
— O czym tak namiętnie rozmawialiście? To był coś poważnego, skoro nie chciałeś byśmy to słyszeli, prawda?
— Nie musisz być zawsze taki dociekliwy. 
Mulat przewrócił oczami, wiedząc, że teraz nic z niego nie wydusi. Pozostało tylko czekać aż jego dobry humor wróci, dostanie trochę jedzenia i wtedy rozwinie się na tyle, by móc z nim szczerze  i normalnie porozmawiać.
— Diana mieszka już z tobą? — Blondyn spojrzał wyczekująco na Liama, który  pokręcił głową.
— Wprowadzi się, kiedy Mary wyjedzie.
— Nialler, nie masz innych tematów? Trochę zaczyna mnie to męczyć. — Westchnął.
— Skoro nie chcesz, to nie słuchaj. Naprawdę cię do niczego nie zmuszam.
Ciemnowłosy ledwo powstrzymał się od głośnego prychnięcia. Chwycił go za ramię, przyciągając do siebie, by reszta ich nie słyszała. Jednego z nich mogło to bardzo mocno urazić. Nie chciał tego, ale sytuacja, w której się ostatnio znajdował bardzo go dręczyła.
— Wiem, że Diana może być bardzo wartościową osobą…
— Bo jest. — Przerwał mu chłopak.
— Rozumiem, że masz dobre serce i widzisz w ludziach więcej niż taki bezdusznik, jak ja, ale to po prostu nie wyjdzie w naszym środowisku.
— Co masz na myśli? — Zmarszczył brwi.
— Mógłbyś znajdować sobie znajomych w… — Podrapał się po głowie, nie wiedząc, jak dobrze sformułować zdanie.
—  W czym? Do czego zmierzasz?
— W swoim rozmiarze? — Wypaplał, czego zaraz pożałował.
Okej, Niall tym razem spodziewał się wszystkiego. Przebywając tyle czasu z Zaynem mógł się przyzwyczaić, że często wyraża swoje zdanie i często ma gdzieś, co się stanie, gdy powie coś bez zastanowienia. Malik był nieznośny, był upierdliwy, był irytujący, ale wciąż był jego przyjacielem, któremu powinien w jakiś sposób pomagać  i uświadamiać, że piękni ludzie odznaczają się nie tylko wyglądem, a tym, co mają w sobie. Powinien pokazać mu, jak jest to bardzo krzywdzące dla innych osób. I uwierzcie mi, lub nie, ale blondyn bardzo się starał, choć nie przynosiło to żadnych skutków. Mimo to próbował.
Tym razem Zayn posunął się o krok za daleko. Przekroczył tą bezpieczną granicę między wypowiadaniem się o kimś, a obrażaniem go. Wstąpił na zakazany teren, gdzie mógł liczyć na duże konsekwencje swoich słów.

Zawsze uważaj na to, co wychodzi z twoich ust.

— Przesadziłeś, Malik — warknął.
— Źle to określiłem.
— Wszystko źle zrobiłeś. Nic nie potrafisz zrozumieć, nawet takich prostych rzeczy.
— Ja się z nim zgadzam. — Czy on tak na poważnie? — Myślę, że to głupi pomysł, by brać ją na imprezę czy gdziekolwiek.
— Jesteście niemożliwi — wycedził. — Nie pamiętacie, co się stało z Chloe?
— To już za nami i nie powinniśmy do tego wracać.
— Jasne, najlepiej w ogóle o niej zapomnijmy i miejmy w dupie, to co się dzieje z innymi ludźmi.
— Niall, rozumiem, że jesteś bardzo wrażliwy na ludzkie cierpienie, jednak czasami staje się to naprawdę uciążliwe.
— A ty oczywiście myślisz, że masz rację — warknął.
— Zgadzam się z Niallem, Styles. — Wtrącił się Liam. — Musicie ją najpierw poznać. — Szczerze, to sam nie był jeszcze do niej wystarczająco przekonany. — Dziewczyna skrywa wiele tajemnic.
— Jak poetycko. — Zaśmiał się Louis.
 — Mówię serio.
— Ja też.
— Nie gadajcie tak przy niej, okej?
— Dobrze, wrażliwcu. — Uśmiechnął się Harry.
— Idź  w końcu do fryzjera. — Skwitował chłopak, po czym przyśpieszył kroku.


Diana od kilkunastu minut krążyła wokół parku. Myślała bardzo dużo nad tą przeklętą imprezą. Pójść czy nie pójść.
Z jednej strony będzie żałować, bo gdy usłyszy, kolejny raz, coś o swojej osobie, to z pewnością tego nie wytrzyma i albo ucieknie albo rozpłacze się w środku przyjęcia na oczach całej szkoły, a w zasadzie to większości miasta.
Z drugiej strony również będzie żałować. Kiedy zostanie w domu, spędzi kolejny wieczór na obżeraniu się popcornem i oglądaniem kolejnego odcinka serialu. To było naprawdę beznadziejne, nawet jak na nią.
W ostateczności postanowiła, że nigdzie nie pójdzie. Gdyby na imprezie wydarzyłoby się coś złego, to naprawdę by się nie pozbierała. Przecież może spędzić sobotę w bardziej przyjemny sposób. Pochodzi trochę po mieście, wróci, obejrzy coś i pójdzie spać. Rutyna.
Weszła do domu. Mary była już w salonie i oglądała telewizję. To było dziwne; Wróciła zbyt wcześnie z pracy, by uznać to za normalne, a to, że w dłoni trzymała puszkę z piwem, było bardzo podejrzane i coraz bardziej ją zastanawiało.
— Cześć, mamo — powiedziała, siadając obok niej.
— Cześć, córuś. — Uśmiechnęła się, odstawiając puszkę. — No i jak? Opowiadaj. — Zachęciła.
— Było spokojnie, dziwnie się z tym czuję. — Zaśmiała się nerwowo.
— Dlaczego? Myślałam, że tego chciałaś.
— Bo chciałam, ale po prostu wszystko się zmienia, tak szybko, że czuję, jak czas przecieka mi przez palce.
— To tylko takie wrażenie.
— Wiem, ale to wszystko jest takie nowe i nie wiem, jak sobie poradzę bez ciebie.
— Wiem, że sobie poradzisz. — Dotknęła troskliwie jej ramienia. — Będziesz musiała, skarbie.
— Co to znaczy?
— W grafiku zaszły pewne zmiany. — Nagle zrobiło jej się sucho w ustach. —  Wcześniej miałam wyjechać pod koniec lipca, nadzorować prace reszty, jednak jedna z pracowniczek została zwolniona, więc Hilton wysyła tam mnie. Obiecywał mi, że to nie będzie tak szybko, ale…
— Kiedy wyjeżdżasz? — zapytała stanowczo. Była gotowa na wszystko, ale nie na taki przełom w jej życiu.
—  W poniedziałek. — Zamrugała kilkakrotnie oczami, czując nieprzyjemne pieczenie.
— To za szybko, mamo. Nie możesz wyjechać, nie teraz — wyszeptała zrozpaczona, ale mimo to — nie płakała.
— To już postanowione i nie mogę zmienić tej decyzji. Jest mi naprawdę przykro.
— Mi też.
— Wierzę, że dasz radę. Simon ci pomoże, to dobry człowiek.
— Nie wątpię. — Uśmiechnęła się słabo.
— Muszę wyjść na godzinkę, zostaniesz w domu sama, dobrze? — powiedziała, wstając z kanapy.
— Tak, nie ma sprawy. — Przytaknęła, po czym skierowała się do swojego pokoju. — Czas się przyzwyczajać.
Usiadła na łóżku, czując się nadzwyczaj słabo. Poczuła ukłucie w brzuchu, które z każdą chwilą przybierało na sile. Oddychanie w tym momencie wydawało się niepotrzebne. Opadła na materac, cicho łkając. W jej życiu wszystko, co piękne, prędzej czy później się kończyło. Cóż, Dianie to nigdy nie pasowało, jednak nie miała nic do  gadania, zresztą jak zawsze. Nie była wystarczająco ważna.
Po kilkunastu minutach zaczęła normalnie oddychać, a łez było coraz mniej. Powoli się uspokajała i wtedy, w najgorszym możliwym momencie jej życia, pojawił się ten, dręczący od wielu lat, koszmar.

Zadzwoń do niego, spieprz swoje życie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.

Spojrzała na telefon, leżący obok niej. Zastanawiała się czy to dobry pomysł. Nie chciała popełnić kolejnego błędu, nie chciała potem wszystkiego żałować.
— Ono nie jest…

Spieprzone? Nie, wmawiaj sobie tak dalej. Zobaczymy wtedy, jak daleko zajdziesz.

Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym sięgnęła po komórkę. Poszukała numeru Liama i wcisnęła zieloną słuchawkę. Chłopak odebrał  po kilku sygnałach
— Halo? Kto mówi? — No tak, przecież nie był na tyle mądry, by zapisać sobie jej numer.
— Diana — odezwała się dopiero po chwili.
— Co tam? — spytał, jak gdyby nigdy nic.
— Tak — oznajmiła, później zdając sobie sprawę, jak beznadziejnie to brzmiało.
— Tak co? — Zaśmiał się pod nosem.
— Pójdę z wami jutro. — Starała się opanować swój drżący głos.
— Do Erica czy na mecz?
— Na mecz, a nad Ericem się jeszcze zastanowię.
— To świetnie, Niall się ucieszy.
— To do jutra — powiedziała, pociągając nosem.
— Poczekaj. — Usłyszała jego stanowczy głos, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. — Płakałaś? — spytał nieco ciszej.
— Nie, po prostu złapałam katar po waszym spacerze.
— Nie wierzę ci.
— Nie obchodzi mnie to. — Mogła przysiąść, że właśnie się uśmiechnął.
— Tu też ci nie wierzę. — Zaśmiał się.
— Cześć, Liam — powiedziała, kręcąc głową.
— Nie rozłączaj się jesz… — Wcisnęła czerwoną słuchawkę, rzuciła telefon obok, a resztę wieczora zastanawiała się, jak to wszystko będzie wyglądać w nowej perspektywie.




Hej, wyzdrowiałam! Kto się cieszy? Jest już o niebo lepiej, a poza tym sprawdziłam ten rozdział, pozmieniałam co nie co i mam nadzieję, że wam się podoba! Ps. Nadal się śmieję z tego, że nazwałaś Josha kupą xdd Uwielbiam cie Neva ♥ Trzymajcie się kobitki :***

2 komentarze :

  1. O tak, teraz jest już o wiele lepiej! Chociaż może ja już po prostu nie zauważam błędów, bo zarywam trzecią nockę. Ale trzymajmy się tej pierwotnej wersji! <3
    Ogółem bardzo mi się podobało, choć w pierwszej części rozdziału było odrobonę zbyt dużo dialogów jak na mój gust.
    Mogę postrzelić Zayna? Mogę? Bardzo ładnie proszę :* Co on ma do ludzi "w innym rozmiarze"? Właściwie to świat jest okrutny, skoro takie osoby są traktowane jak gorsze, choć ich przewinieniem jest tylko i wyłącznie posiadanie większej ilości tkanki tłuszczowej. Rozumiem, jeśli taka osoba jest naprawdę nieprzyjemna, ale Diana nikomu nie zawiniła... Sama mam przyjaciółkę, którą w szkole znów gnębią, ponieważ ma x kliogramów więcej od innych. No chore. :X
    Trochę się rozpisałam, ale wniosek możesz wyciągnąć z tego taki, że raczej nie polubię tutaj Zayna :-:
    A Josh to jak najbardziej kupa. Ale możemy okazać mu szacunek i określić go mianem szanowna kupa. Brzmi ładniej i wytworniej. <3

    Następnym razem postaram się napisać ładniejszy komentarz, obiecuję. A teraz wracam do moich materiałów na konkurs. Nie polecam. ;D

    + tradycyjnie zapraszam --> cios-przeszlosci :*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podczas rozmowy chłopaków i Diany nie zawsze miałam pewność, kto mówi. Może to kwestia nieuwagi. Poza tym bardzo pozytywnie. Życie Diany zaczyna się zmieniać..? Czyżby relacje z chłopakami wpływały na tę przemianę? Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. I choć nie przepadam za ff o 1D to muszę przyznać, że Twoje jest niebanalne, a przez to jakieś takie… lepsze? ;p Oczywiście nikogo nie wywyższając. :)

    OdpowiedzUsuń

Słoneczko, zostaw coś po sobie ☀

Hope Land of Grafic